Precedens jest niebezpieczny dla Emmanuela Macrona, który do tej pory był nazywany „panem zegarów” bo sam narzucał kalendarz zmian. Teraz jednak protestujący mogą uznać, że da się wymusić na nim inne ustępstwa, w tym przywrócenie podatku od wielkich fortun, czego oczekuje bardzo wielu uboższych Francuzów.
Czytaj także:
Francja szykuje się na rewolucję
Decyzja Philippe’a miała być ogłoszona po spotkaniu z przedstawicielami protestujących, ale ci ostatecznie odmówili przyjścia do Pałacu Matignon, siedziby szefa rządu. Część delegatów twierdzi, że dostała groźbę śmierci. Pozostali uznali, że nie chcą wiązać się w żaden sposób z politykami.
W środę i czwartek premier ma przedstawić nowe „inicjatywy”, które miałyby „uspokoić” protestujących. Chodzi o szeroką debatę o polityce podatkowej państwa i dostępności transportu.