Czytaj więcej
- Idziemy do wyborów, by zwyciężyć, by rozliczyć, by naprawić ludzkie krzywdy i by pojednać polskie rodziny. Możecie to nazwać ślubowaniem Tuska - oświadczył przewodniczący Platformy Obywatelskiej Donald Tusk podczas marszu 4 czerwca w Warszawie, organizowanego przez PO. W wydarzeniu wg Tuska wzięło udział pół miliona osób.
Marsz 4 czerwca będzie teraz wielkim kłopotem dla obozu rządzącego. Bo nie byłoby jednak sukcesu frekwencyjnego zgromadzenia, do którego wezwał Donald Tusk kilka tygodni temu, bez pomocy ze strony prezydenta Andrzeja Dudy. Początkowo Platforma Obywatelska zaryzykowała, ogłaszając marsz w 34. rocznicę wolnych wyborów, nie wiedząc, jak potoczą się wydarzenia polityczne i jakie u progu lata będą społeczne nastroje. Liczono na między 50 a 100 tys. osób, by pokazać, że opozycja jest znaczącą siłą.
Jak Andrzej Duda napędził tłumy na Marsz 4 czerwca?
Ale to Andrzej Duda, podpisując ustawę o powołaniu komisji badającej rosyjskie wpływy w Polsce w ubiegły poniedziałek, a więc w pierwszym dniu roboczym po jej uchwaleniu (przypomnijmy, że prezydent ma 21 dni na decyzję), dał opozycji niezwykły prezent. Gdyby podpisał ją np. w piątek wieczorem, opozycja nie zdołałby zamówić tylu autokarów, by do Warszawy ściągnąć manifestantów na niedzielę. Tymczasem dał jej tydzień na przygotowania.
Czytaj więcej
Jestem dziś z wami i będę każdego dnia, do dnia wyborów. Wszędzie będę z wami tam, gdzie będziemy bić się o Polskę - mówił na Placu Zamkowym lider Platformy Obywatelskiej Donald Tusk, zwracając się do uczestników marszu w Warszawie.
Było to spore zaskoczenie, bo duża część opinii publicznej liczyła, że powszechnie krytykowana za łamanie konstytucyjnych zasad i wymierzona wprost w lidera opozycji Donalda Tuska ustawa zostanie jednak zawetowana. W dodatku decyzja prezydenta wywołała nawet u wielu niezainteresowanych dotąd polityką osób przekonanie, że stało się coś ważnego. Że powołanie takiego potworka prawnego, jakim jest ta komisja, to już złamanie zasad, mówiących o tym, że spór polityczny sporem politycznym, ale nie przyjmujemy przepisów, które mają wyeliminować przeciwników z życia publicznego. Bo o tym może zdecydować wyłącznie głos wyborców.