Piotr Skwirowski: Inflacyjne światełko w tunelu

Nawet jeśli inflacja rzeczywiście zacznie powoli spadać, to ceny nadal będą rosnąc jak szalone. Ich wzrost ma wrócić do akceptowalnego poziomu dopiero w 2025 roku.

Publikacja: 30.11.2022 17:17

Rząd wciąż nie wziął się za poważną walkę z inflacją. Przeciwnie, dolewa benzyny do ognia

Rząd wciąż nie wziął się za poważną walkę z inflacją. Przeciwnie, dolewa benzyny do ognia

Foto: AdobeStock

Koniec listopada przyniósł małą niespodziankę. Główny Urząd Statystyczny wstępnie oszacował, że w mijającym miesiącu inflacja spadła do 17,4 proc. w ujęciu rocznym. Ekonomiści spodziewali się 18 proc., po tym jak w październiku było 17,9 proc. Na otwieranie szampanów jest jednak zdecydowanie zbyt wcześnie. Nie warto ich nawet jeszcze mrozić.

Listopadowe 17,4 proc. to wciąż szalenie dużo. Oznacza, że ceny nadal rosną w zawrotnym tempie. Oddechu nie da nam także 15, 12, a nawet 10 proc. A przecież do tego bardzo daleko. Sam Narodowy Bank Polski szacuje, że tempo wzrostu cen wróci do akceptowalnego poziomu dopiero w… 2025 r. Po drodze czekają nas rekordowo drogie święta, a potem kolejne jeszcze droższe, i kolejne.

Czytaj więcej

Inflacja spadła pierwszy raz od lutego. Dane GUS poniżej najniższych szacunków

Lekki listopadowy spadek tempa wzrostu cen to pokłosie taniejących na świecie ropy i gazu, a także nieco mocniejszego złotego. Nawet jeśli te tendencje się utrzymają, nie musi to jednak oznaczać odwrócenia trendu inflacyjnego w Polsce. Za chwilę przecież przestaną w większości działać tarcze antyinflacyjne, w górę pójdą rachunki za prąd i ogrzewanie. Inflacja znów pewnie podskoczy, a wedle części ekonomistów przebicie poziomu 20 proc. to ciągle realny scenariusz.

Tym bardziej, że jak twierdzą ci sami ekonomiści, rząd wciąż nie wziął się za poważną walkę z inflacją. Przeciwnie, dolewa benzyny do ognia. Nadal pompuje więc wydatki, rozdając bez opamiętania publiczne pieniądze, by podlizać się wyborcom. To gospodarstwa domowe podchodzą do tej sytuacji roztropniej. Zdając sobie sprawę z zagrożeń i powagi sytuacji, uważniej oglądają każdą złotówkę i ograniczają wydatki. Bez cienia przesady można powiedzieć, że to one bardziej przyczyniają się dziś do wyhamowywania inflacji niż rząd i powołana do tego Rada Polityki Pieniężnej z prezesem NBP na czele.

Tak czy siak, w tunelu widać słabe światełko. Oby nie okazało się, że nadjeżdża nim inflacyjny pociąg ekspresowy napędzany nieodpowiedzialną postawą rządu.

Koniec listopada przyniósł małą niespodziankę. Główny Urząd Statystyczny wstępnie oszacował, że w mijającym miesiącu inflacja spadła do 17,4 proc. w ujęciu rocznym. Ekonomiści spodziewali się 18 proc., po tym jak w październiku było 17,9 proc. Na otwieranie szampanów jest jednak zdecydowanie zbyt wcześnie. Nie warto ich nawet jeszcze mrozić.

Listopadowe 17,4 proc. to wciąż szalenie dużo. Oznacza, że ceny nadal rosną w zawrotnym tempie. Oddechu nie da nam także 15, 12, a nawet 10 proc. A przecież do tego bardzo daleko. Sam Narodowy Bank Polski szacuje, że tempo wzrostu cen wróci do akceptowalnego poziomu dopiero w… 2025 r. Po drodze czekają nas rekordowo drogie święta, a potem kolejne jeszcze droższe, i kolejne.

Komentarze
Artur Bartkiewicz: Dlaczego PiS wciąż nie wybrał kandydata na prezydenta? Odpowiedź jest prosta
Komentarze
Mentzen jako jedyny mówi o wojnie innym głosem. Będzie czarnym koniem wyborów?
Komentarze
Karol Nawrocki ma w tej chwili zdecydowanie największe szanse na nominację PiS
Komentarze
Jerzy Surdykowski: Antoni Macierewicz ciągle wrzuca granaty do szamba
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Komentarze
Jan Zielonka: Donald Trump nie tak straszny, jak go malują? Nadzieja matką głupich