Czy wiedzą Państwo, co to takiego angielska sobota? Wbrew pozorom nie był to dzień wolny od pracy, ale z pracą skróconą do sześciu godzin. Tak właśnie nazwano ją w Polsce międzywojennej, kiedy wprowadzony został 46-godzinny sześciodniowy tydzień roboczy. U progu II RP było to wielką zdobyczą socjalną, ale w PRL już tylko symbolem zapóźnienia. Edward Gierek tytułem eksperymentu zaczął więc w latach 70. wprowadzać wolne soboty – najpierw dwie rocznie, a potem 12. Apetyt pracowników wzrósł i o wolne w każdy szósty dzień tygodnia upomnieli się w czasie strajków sierpniowych. Władza ludowa niechętnie, ale się zgodziła, lecz postulat ten w pełni spełniła dopiero u schyłku PRL.
Teraz drogą Gierka chciałby pójść Donald Tusk, który zapowiedział, że do wyborów przygotuje precyzyjny program pilotażu czterodniowego tygodnia pracy. Słowo „pilotaż” najwyraźniej umknęło publiczności, bo dziś Polacy zawzięcie dyskutują o wolnym dla wszystkich już od piątku. Nie zdziwiłbym się, gdyby PiS postanowiło przebić PO i dorzuciło parę dni wolnych w ciągu roku.
Czytaj więcej
- Jeśli naprawdę niezbałamuceni telewizją Kurskiego, zastanowimy się przez chwilę, co zrobić, żeby 500 plus znaczyło 500 plus, a nie minus 1000, to przede wszystkim musimy skutecznie tych ludzi odsunąć od władzy - mówił w sobotę lider PO Donald Tusk.
Dalsza licytacja w tej dziedzinie ucieszyłaby naród, ale wywołała ból głowy pracodawców. Kraj ma znaczny deficyt rąk do pracy, bo przeżywa zapaść demograficzną, a jednocześnie nie jest w stanie wydłużyć czasu aktywności zawodowej. Pracodawcy walczą o coraz mniej liczne roczniki młodych talentów. Zatrudnienie uchodźców ukraińskich może złagodzić problem, ale go nie rozwiąże. Szybkie przycięcia tygodnia pracy tylko by nierównowagę pogłębiło.
Owszem, wielu ekonomistów postuluje skrócenie czasu pracy, ale w dłuższej perspektywie – w odpowiedzi na automatyzacje i robotyzację, która mogłaby skutkować rosnącym bezrobociem. „Dzielenie się pracą” jest ich zdaniem lepsze od bardzo modnego, ale niesprawdzonego bezwarunkowego dochodu podstawowego, który jako wypłacany każdemu może się okazać demoralizujący i trudny do sfinansowania.