Śledząc dyskusję proopozycyjnego komentariatu w internecie, można było odnieść wrażenie, że ogłoszenie naboru na Campus Polska Przyszłości jest mniej istotne od tego, co Rafał Trzaskowski sądzi o wspólnej liście opozycji. Temat tej listy urasta do rangi kamienia filozoficznego, który rozstrzygnie o wyniku kolejnych wyborów parlamentarnych. Zwolennicy i przeciwnicy tego rozwiązania przerzucają się argumentami mającymi bezsprzecznie udowodnić przyjętą przez nich tezę. Ale wrażenie jest takie, że wszystkie argumenty sprowadzają się do osobistych sympatii. Jeśli komuś bliżej do Platformy, opowiada się za wspólną listą z PO w roli hegemona. Jeśli ktoś sympatyzuje z którymś z mniejszych ugrupowań, na wspólną listę patrzy niechętnie, obawiając się o los swych polityków. Bo nasz system wyborczy plus kilka ugrupowań na jednej liście to prosty przepis na długie targi, waśnie i nieporozumienia.

Tymczasem wiceszef PO, organizując po raz kolejny Campus, jest konsekwentny. Zamiast wdawać się w dyskusję o listach, realizuje swój plan poszerzania społecznej bazy opozycji. Intuicja tu jest prosta – by wygrać, trzeba nie tylko odnosić się do osób zainteresowanych polityką i mających sprecyzowane poglądy. Do niektórych można trafić przez samorządy. Trzaskowski więc jako prezydent stolicy angażuje się w rozmaite ruchy, które jednoczą działania lokalnych liderów z całej Polski. Za Campusem stoi też myśl, że do młodych można trafić przez rodzaj festiwalu poświęconego sprawom publicznym – niekojarzącego się z  jedną partią, ale raczej z kierunkiem cywilizacyjnym.

Czytaj więcej

Campus reaktywacja. Pomysł ma być inny, bardziej zaskakujący

Czy Trzaskowski ma rację? To się okaże podczas wyborów. Nie sposób jednak odmówić temu działaniu logiki. Jego środowisko uważa, że PiS jest dziś silne nie tylko samą strukturą partyjną, ale poparciem różnych środowisk, klubów itp. Stąd pomysł, że środowiska po drugiej stronie trzeba zintegrować, przedstawić im wizję Polski, którą opozycja chciałaby budować po zwycięstwie. Przekonać, że mają wolę wygranej. Najbliżej tego był Trzaskowski w 2020 r. w wyborach prezydenckich, w których pokazał nową jakość i wizję. To dziś wydaje się znacznie ważniejsze niż zajmowanie się przez opozycję samą sobą – bo tak można odebrać dyskusje o wspólnej liście. Upatrywanie w tej kwestii klucza do zwycięstwa w wyborach to przyznanie się do braku wizji i wiary w zwycięstwo nad PiS.