Zupełnie mnie nie obchodzi Antoni Macierewicz, który zyskał ostatnio status celebryty w związku z jego przesławną podkomisją i iluś tam powiadomieniami do prokuratury w tej sprawie. Po prostu tak ułożyło się moje życie, że już 32 lata temu na własnej skórze się przekonałem, do czego jest pan Antoni zdolny, i nic więcej zdziwić mnie nie może; obojętnie, jakie jeszcze fakty z jego bogatego życiorysu zostaną ujawnione.
Antoni Macierewicz na zawsze skompromitował pomysł lustracji
Związany z prasą podziemną w latach 1982–1988 w różny sposób doświadczałem nękania ze strony ówczesnych SB-ków i pracujących dla nich kapusiów kryjących się pod powszechnie dziś znanym kryptonimem TW (tajny współpracownik). Nie ominęło to także moich bliskich. Miałem więc nadzieję, że po upadku starego ustroju w 1989 roku nowe władze przeprowadzą sprawiedliwą lustrację, wskazując tej hałastrze należne jej miejsce. No i właśnie wiosną 1992 roku ówczesny minister spraw wewnętrznych, którym był tenże pan Antoni, przedstawił Sejmowi listę rzekomo najbardziej niebezpiecznych gagatków, na której byli przemieszani agenci TW z zupełnie niewinnymi osobami, a uczynił to z pogwałceniem wszelkich zasad i procedur prawnych.
Czytaj więcej
Komisja ds. rosyjskich wpływów przedstawiła znane publicznie fakty, m.in. wycofanie się Polski z programu „Karkonosze” czy likwidację delegatur ABW w czasach PiS. O tym, że zyskała na tym Rosja, wiemy. Ale nowych dowodów nie poznaliśmy.
Wybuchła straszliwa chryja. Jak wtedy napisał ktoś przytomny: „Macierewicz wrzucił granat do szamba; nikogo nie zabił, wszystkich opryskał”. Gdyby ktoś w tym czasie chciał na zawsze skompromitować pomysł lustracji, powinien właśnie uczynić to, co zrobił pan Antoni. Dzisiaj już chyba wszyscy zapomnieli o tych awanturach, zlustrowała nas równo po obu stronach bezlitosna biologia starzenia i śmierci.
Jak Antoni Macierewicz mnie zaatakował w Nowym Jorku
Wkrótce potem – już jako były minister – zjechał pan Antoni do Nowego Jorku, gdzie byłem od dwóch lat konsulem generalnym, i wygłosił odczyt w szacownym Instytucie Józefa Piłsudskiego. Swoje rozważania o szkodliwości niedobitych jeszcze agentów i innych postkomunistów zilustrował pouczającym przykładem. Otóż panowie Baksik i Gąsiorowski (ówcześni aferzyści, którzy sprytnie uciekli przed wymiarem sprawiedliwości) byli instruowani oraz ostrzegani przed działaniami polskich tajnych służb przez niżej podpisanego szkodnika. Ponieważ nigdy nie widziałem na oczy Baksika i Gąsiorowskiego, a o ich przestępczej działalności wiem tyle, co z prasy, jeszcze bardziej utwierdziłem się w przekonaniu opisanym tutaj na wstępie. Aż tak bardzo, że jestem gotów go bronić z równą mocą jak pan Antoni przekonania o zbrodniczym zamachu w Smoleńsku.