Oczywiście zaradni sobie poradzili, ale trochę żal, że wielki boks nam ucieka, wypierany przez nie zawsze lepszy ringowo-klatkowy spektakl.
Półfinałowy pojedynek turnieju World Boxing Super Series (WBSS) w wadze junior ciężkiej nie zawiódł oczekiwań. Niepokonani mistrzowie świata Ołeksandr Usyk (WBO) i Mairis Briedis (WBC) stworzyli w Rydze wielkie widowisko. Łotyszowi nie pomogły ściany, choć sędziowie nie byli zgodni w swojej ocenie. Jeden punktował remis (114:114), dwaj na korzyść Ukraińca (115:113).
Większość ekspertów twierdzi, że walka nie była aż tak wyrównana, Usyk zasłużył na wyższe zwycięstwo, ale są też zgodni w pochwałach dla Briedisa.
Ukrainiec, w przeszłości znakomity amator, mistrz świata i Europy, złoty medalista z Londynu (2012), miał w starciu z byłym kickbokserem trudną przeprawę, co zresztą przyznał zaraz po ogłoszeniu werdyktu. Z klasą zachował się też przegrany, nie było tak modnego w ostatnich latach śmieciowego gadania, tandetnego obrzucania się inwektywami, które ponoć pomaga lepiej sprzedawać bilety. W Rydze ludzie przyszli obejrzeć interesującą walkę swojego bohatera, jakim jest Briedis, pierwszy łotewski zawodowy mistrz świata.
Ten spektakl pokazał, że dobry boks się broni i budzi uznanie, tak samo jak dżentelmeńska postawa głównych aktorów.