Cały naród buduje swój tor

Aby wygrać w Polsce 42 miliony złotych, nie trzeba czekać na kumulację w Lotto. Wystarczy mieć pomysł i tupet – za resztę zapłaci budżet państwa. Działacze Polskiego Związku Kolarskiego tupetu mieli aż w nadmiarze.

Publikacja: 01.08.2008 04:33

Kiedy w 2003 r. wystąpili do Ministerstwa Edukacji Narodowej (zajmowało się też sportem) o dopłatę do budowy toru kolarskiego w Pruszkowie, wiedzieli doskonale, że nie są przygotowani do takiej inwestycji. Liczyli jednak, że jakoś to będzie. No i się nie przeliczyli.

Raport Najwyższej Izby Kontroli, do którego dotarli dziennikarze „Rzeczpospolitej”, jest miażdżący. Tor budowano nie półtora roku, ale lat pięć, a kosztował nie 49, lecz 91 milionów złotych. Co więcej – budżet państwa, który miał pokryć 70 proc. inwestycji, ostatecznie zapłacił za nią w 95 proc. Kiedy bowiem budynek stał już w stanie surowym (a koszty dalej szły w górę), działacze zaczęli marudzić, że jak się jeszcze złotówek nie dosypie, to się tor zmarnuje. Wtedy ministerstwo brakującą kwotę dorzuciło.

Najsmutniejsze w tej całej historii jest to, że nikt nie czuje się winny. Sportowi działacze mówią: nic to, bo tor jest piękny. Urzędnicy podkreślają, że przecież był polskim kolarzom bardzo potrzebny, i zdają się w ogóle nie rozumieć, o co tyle hałasu. Trudno podzielać tę beztroskę.

Przed nami przecież niemal cztery lata gigantycznych inwestycji w stadiony, drogi i lotniska na Euro 2012.

W grze są już nie miliony, ale miliardy złotych. Czy cwaniacki styl i metoda na wyrwę znajdą zastosowanie podczas realizacji także tych przedsięwzięć? Przy nich jeszcze łatwiej byłoby przecież powołać się na stan wyższej konieczności: jak nie skończymy, to nam zabiorą mistrzostwa.

Czy takie magiczne zdanie nie będzie notoryczną wymówką tłumaczącą pazerność wykonawców, marnotrawstwo budowlańców i nieudolność urzędników, gdy się okaże, że któryś ze stadionów ma kosztować dwa razy tyle co w kosztorysie?

Wczorajsza feta z okazji rychłego oddania toru do użytku i nadania mu nazwy ma gorzki smak. Nie dowodzi ani siły polskiego sportu, ani kompetencji ministerstwa.

Przypomina tylko prawdę, że rządzący niczego nie trwonią tak lekką ręką, jak naszych pieniędzy.

blog.rp.pl/gociek

Kiedy w 2003 r. wystąpili do Ministerstwa Edukacji Narodowej (zajmowało się też sportem) o dopłatę do budowy toru kolarskiego w Pruszkowie, wiedzieli doskonale, że nie są przygotowani do takiej inwestycji. Liczyli jednak, że jakoś to będzie. No i się nie przeliczyli.

Raport Najwyższej Izby Kontroli, do którego dotarli dziennikarze „Rzeczpospolitej”, jest miażdżący. Tor budowano nie półtora roku, ale lat pięć, a kosztował nie 49, lecz 91 milionów złotych. Co więcej – budżet państwa, który miał pokryć 70 proc. inwestycji, ostatecznie zapłacił za nią w 95 proc. Kiedy bowiem budynek stał już w stanie surowym (a koszty dalej szły w górę), działacze zaczęli marudzić, że jak się jeszcze złotówek nie dosypie, to się tor zmarnuje. Wtedy ministerstwo brakującą kwotę dorzuciło.

Komentarze
Kazimierz Groblewski: Ktoś powinien mocniej zareagować na antysemityzm Grzegorza Brauna
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Ważne wnioski po debacie prezydenckiej. Trzaskowski wygrywa, zadyszka Nawrockiego i kompromitacja ekstremum
Komentarze
Zuzanna Dąbrowska: Wysoka cena za Grzegorza Brauna
Komentarze
Bogusław Chrabota: Debata prezydencka „Super Expressu” na trupie dziennikarstwa
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Komentarze
Jerzy Surdykowski: Rów północnoatlantycki się pogłębia. Rozstanie z Ameryką