Wcześniej nazywała się ona ptasią i świńską grypą, a także, ?z zupełnie innej bajki, pluskwą milenijną. Żaden z tych świeckich ?Armagedonów nie schodził z czołówek mediów. Każdy z nich miał niemal zmieść ludzkość z powierzchni ziemi, a przynajmniej przyczynić się do gigantycznego wzrostu śmiertelności.
Tyle że nigdy tak się nie stało. Świńska i ptasia grypa pochłonęły zdecydowanie mniej ofiar niż zupełnie zwyczajna grypa, a pluskwa milenijna (któż ją jeszcze pamięta) zniszczyła mniej komputerów niż zupełnie zwyczajny wirus, jakich setki wysyłane są codziennie z anonimowych komputerów. I nie inaczej jest z ebolą.
Od kilku tygodni niemal co dzień słyszę, że są już pierwsze jej ofiary w Europie (tyle że później okazuje się, że jednak te pierwsze nie są chore na ebolę i że w zasadzie w ogóle nie są chore) i Stanach Zjednoczonych. Ostatecznie jednak okazuje się, że ofiara w Hiszpanii jest tylko jedna. A skoro tak, to ?– przy ogromnym współczuciu dla jej rodziny i bliskich – trzeba powiedzieć, że temat nie jest godny czołówek. W jeden weekend tylko w Polsce ginie bowiem nieporównywalnie większa liczba osób na drogach. Ale z ich powodu WHO nie wydaje dyrektyw, a media nie grzeją się od analiz ekspertów.
W Afryce wprawdzie problem nowego wirusa jest większy, ale i tam nie sposób uznać go za kluczowy. O wiele więcej osób niż na ebolę umiera na zwyczajną, całkowicie uleczalną malarię, a AIDS zbiera na Czarnym Lądzie obfite żniwo, choć gdy chorym podaje się leki, mogą z nim żyć. Koncerny farmaceutyczne narzuciły takie ceny na konieczne do ratowania życia środki, że Afrykańczyków na nie nie stać. Tego jednak zachodnie media nie dostrzegają, choć taka polityka koncernów farmaceutycznych pochłania życie setek tysięcy Afrykańczyków (wobec tysiąca ofiar eboli).
Dlaczego więc zamiast walczyć ?z całkowicie realnymi problemami, zajmujemy się kolejnymi pseudoapokaliptycznymi hucpami? Każda kultura ma wpisaną w siebie obawę przed końcem świata i mity, które ten świat mają odnawiać. Ludzie współcześni niczym się od innych nie różnią, więc potrzebują takich lęków. A jako że odrzucili mity religijne, które pewną prawdę o świecie zawierały, to panikują pod wpływem naukowo-medialnych narracji o nowych zagrożeniach mających zniszczyć nasz świat...