Kukiz rozbił stawkę

Chyba inaczej być nie mogło, choć wyniki exit polls szokują. Sukces Andrzeja Dudy i porażka Bronisława Komorowskiego to prztyczek wymierzony sondażom, trendom i samozwańczym ekspertom od polityki. Murowany zwycięzca przegrywa z nuworyszem. Co prawda ma jeszcze szansę na prezydenturę, ale jego spodziewana klęska w pierwszej turze jest symptomatyczna.

Publikacja: 10.05.2015 22:47

Kukiz rozbił stawkę

Foto: Fotorzepa/Robert Gardziński

Dlaczego przegrał? Powodów jest wiele, ale naprawdę liczą się dwa. Po pierwsze urzędujący prezydent nie jest charyzmatycznym, porywającym tłumy przywódcą w stylu Reagana, czy Obamy, a nawet gdyby był, jego szanse w pierwszej turze pogrzebała kampania; wyjątkowo drętwa, ospała i nieciekawa. Na jej tle kampanie przeciwników wystrzeliwały jak gejzery w Yellowstone.

Drugi z powodów wiąże się właśnie z tymi gejzerami. Trudno nie mieć wrażenia, że pozostali kandydaci (poza Andrzejem Dudą) nie tylko reprezentowali inną wagę, ale na dodatek startowali, by trzymać się sportowych porównań, w innej dyscyplinie. O ile Komorowski faktycznie starał się o reelekcję, Duda – słusznie jak widać – aspirował, o tyle pozostali, w najlepszym wypadku zabiegali dla siebie, bądź swoich ugrupowań o wyborcę w wyborach parlamentarnych. Stąd rodem z kosmosu obietnice, które nijak się mają do faktycznych uprawnień prezydenta, a ich realizacja byłaby możliwa (przed większością chroń nas Boże!) wyłącznie po wygranych wyborach do Sejmu i Senatu.

Osobną sprawą jest przykry fakt, że w kampanii prezydenckiej bez większego ryzyka można pleść co tylko ślina na język przyniesie, bowiem w większości przypadków możliwość realizacji obietnic jest absolutnie nieosiągalna. Słowa jednak padają, elektorat słucha i całkiem poważnie wierzy, że Paweł Kukiz na przykład samodzielnie wprowadzi w Polsce JOW-y, Janusz Korwin-Mikke przywróci karę śmierci, a Janusz Palikot zalegalizuje marihuanę.

Z tej wiary wynika rozdrobnienie poparcia, niemal równy wynik dwóch głównych kandydatów i druga tura wyborów prezydenckich. Kto w niej wygra? Nie mam pojęcia. Na pewno już wygrały Prawo i Sprawiedliwość i Platforma Obywatelska, które raz jeszcze udokumentowały absolutną dominację na scenie politycznej. Niewątpliwie wygrał również Paweł Kukiz, który udowodnił, że można zrobić coś z niczego. Jego 20 proc. głosów jest i pozostanie zagadką. Kto i dlaczego na niego głosował? Sprawa wymaga dłuższego namysłu, ale bez wątpienia na Kukiza głosy oddali niezadowoleni ze status quo w polskiej polityce.

Totalną porażkę zaliczyli Palikot (może zrozumiał, że już się nie liczy), PSL i SLD. W przypadku obu partii ukarana została arogancja przywódców, którzy liczyli, że partyjny szyld udźwignie nijakiego kandydata. Okazało się całkiem inaczej. Karą jest nie tylko wyborcza kompromitacja, ale również prawdopodobna odpowiedzialność polityczna przynajmniej jednego z liderów.

Co się wydarzy w drugiej turze? Sprawa jest otwarta jak nigdy dotąd, acz ważne pytania są dwa. Po pierwsze, czy przerzucenie poparcia przez Kukiza i Korwina (o ile co tego dojdzie) na Dudę przyniesie mu arytmetyczny wzrost głosów? Po drugie, czy obu panom na fali sukcesu uda się wprowadzić swoje (wspólną?) formacje do parlamentu?

W kwestii pierwszej wątpię, by elektorat Kukiza i Korwin-Mikkego masowo poparł kandydata PiS. Obaj grali na anty-systemowości. Trudno więc sobie wyobrazić, by antysystemowy elektorat poparł skrajnie systemowego Dudę. W kwestii drugiej mam wrażenie, że obie (wspólna?) formacje do Sejmu wejdą bez problemu. Właściwie już w nim są. Chyba, że panowie liderzy coś naprawdę sknocą. Co jest zresztą całkiem możliwe, bo knocenie jest – jak wiadomo – naszą narodową specjalnością.

Dlaczego przegrał? Powodów jest wiele, ale naprawdę liczą się dwa. Po pierwsze urzędujący prezydent nie jest charyzmatycznym, porywającym tłumy przywódcą w stylu Reagana, czy Obamy, a nawet gdyby był, jego szanse w pierwszej turze pogrzebała kampania; wyjątkowo drętwa, ospała i nieciekawa. Na jej tle kampanie przeciwników wystrzeliwały jak gejzery w Yellowstone.

Drugi z powodów wiąże się właśnie z tymi gejzerami. Trudno nie mieć wrażenia, że pozostali kandydaci (poza Andrzejem Dudą) nie tylko reprezentowali inną wagę, ale na dodatek startowali, by trzymać się sportowych porównań, w innej dyscyplinie. O ile Komorowski faktycznie starał się o reelekcję, Duda – słusznie jak widać – aspirował, o tyle pozostali, w najlepszym wypadku zabiegali dla siebie, bądź swoich ugrupowań o wyborcę w wyborach parlamentarnych. Stąd rodem z kosmosu obietnice, które nijak się mają do faktycznych uprawnień prezydenta, a ich realizacja byłaby możliwa (przed większością chroń nas Boże!) wyłącznie po wygranych wyborach do Sejmu i Senatu.

Komentarze
Zuzanna Dąbrowska: Kandydaci na prezydenta z lewa – kto złapie wahadło?
Materiał Promocyjny
Koszty leczenia w przypadku urazów na stoku potrafią poważnie zaskoczyć
Komentarze
Jarosław Kuisz: Smutna Grenlandia
Komentarze
Jacek Czaputowicz: Żerowanie na ukraińskich dzieciach
Komentarze
Estera Flieger: Paulina Matysiak i zaimki. Na lewicy beznadziejnie, ale stabilnie
Komentarze
Bogusław Chrabota: Donald Trump na wojnie ze światem. Wycofa się z ceł, jak uderzą w jego wyborców?