Tyle teoria. Ale w Platformie – wbrew oficjalnemu przekazowi – pojawiają się głosy, że porażka Bronisława Komorowskiego to zwiastun klęski w jesiennych wyborach parlamentarnych.

Utrata władzy jest realna. Plotki mówią, że politycy PO zastanawiają się nad tym, jak utrzymać chociaż jej część. Może się udać np. zachowanie kontroli nad bankiem centralnym i polityką monetarną. Scenariusz jest prosty. Wystarczy, że Marek Belka złoży „niespodziewaną" rezygnację. Przepisy w takim wypadku mówią jasno: powołanie nowego prezesa i przejęcie przez niego obowiązków musi nastąpić w ciągu 7–14 dni od wygaśnięcia kadencji poprzednika. Gdyby Belka faktycznie zrezygnował, to nowego szefa NBP wskazałby ustępujący prezydent.

Political fiction? Niekoniecznie. W końcu to sam Komorowski w niedzielnym przemówieniu mówił, że trzeba bronić „polskiej wolności". Wątpliwe zatem, by w przypadku ewentualnej rezygnacji szefa NBP powstrzymał się od podejmowania „istotnych decyzji w okresie, jaki pozostał do końca kadencji" – tak jak zrobił z ustawą w sprawie wieku emerytalnego, której przygotowanie obiecał przed drugą turą. Uzasadnienie takiego kroku nie byłoby trudne. Wystarczyłoby powiedzieć coś o trosce i odpowiedzialności za państwo oraz powołać się na istniejące uregulowania prawne.

Ale gdyby ten scenariusz faktycznie był w Platformie rozważany, świadczyłoby to wyłącznie o małostkowości i nieodpowiedzialności jej polityków. Dla całej formacji mogłoby stać się również gwoździem do trumny. Wyborcy otrzymaliby czytelny sygnał, że w istocie chodzi o utrzymanie się przy władzy za wszelką cenę, a rzekome dobro państwa to jedynie pusty slogan.