Najbauer o reformie prawa autorskiego

Reformatorzy prawa autorskiego, pracując właśnie nad jego liberalizacją, nie unieważniają dogmatu: oryginał jest zasadniczo cenniejszy od kopii. Uznajemy go zresztą za słuszny, ponieważ z zasady wolimy rzeczy markowe od podróbek - pisze radca prawny Lech Najbauer.

Publikacja: 08.10.2014 03:00

Lech Najbauer, radca prawny

Lech Najbauer, radca prawny

Foto: materiały prasowe

Szczęśliwie na razie nie ponosi jeszcze odpowiedzialności ten, kto uważa, że Guns N'Roses wykonuje „Knockin' on Heaven's Door" o niebo lepiej niż Bob Dylan. Czasem wybór jest w ogóle niemożliwy – jesteśmy skazani na erzac, bo oryginał nie istnieje (Stare Miasto w Warszawie) lub nie można go odnaleźć (Dyskobol Myrona czy Grupa Laokoona, choć podobno głosy są podzielone).

Ochrona wytworów intelektu czy dóbr osobistych to rzecz słuszna i potrzebna, ale – jak każda – pod warunkiem że się z niej właściwie korzysta. Tymczasem prawo własności przemysłowej, prawo autorskie bądź przepisy o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji bywają przywoływane nie po to, aby przeciwdziałać nadużyciom lub usuwać ich skutki, lecz w celu zdobycia publicity i zorganizowania niezbyt kosztownej kampanii promocyjnej, najchętniej przy wsparciu sądów. Opłata sądowa jest ostatecznie ułamkiem ceny za porządną reklamę w mediach, a rozgłos co najmniej porównywalny.

Litera prawa ma dopiero złagodnieć, podczas gdy praktyka zdradza raczej skłonność do radykalizacji. Znane są próby rozszerzenia i zaostrzenia ochrony, którym sądy z reguły dają odpór, orzekając, że nie można uznać za znak towarowy oznaczenia mającego charakter sloganu reklamowego ani historycznego emblematu używanego przez kilka stowarzyszeń. Choć ewolucja stosowania prawa charakteryzuje się sporą dynamiką, jest szansa na uniknięcie uznania zbitek słów bądź pojedynczych wyrazów, dotychczas uchodzących za dozwolone do powszechnego użytku, za zastrzeżone sformułowania, których wykorzystanie bez zgody uprawnionego będzie wiązać się z konsekwencjami co najmniej tak dotkliwymi jak te, przed którymi ostrzega minister zdrowia na paczce papierosów.

Oby w przyszłości egzamin na rzecznika patentowego nie miał takiego przebiegu:

Aplikant: Dzień dobry. Przyszedłem na egzamin.

Przewodniczący komisji egzaminacyjnej: Proszę uważać! Posłużył się pan publicznie słownym znakiem towarowym zastrzeżonym na rzecz Dzień Dobry Import-Export SA, zakładamy, że bez stosownego upoważnienia.

Aplikant: Tak, oczywiście, chciałem się tylko ukłonić. (Kłania się).

Przewodniczący: Proszę usiąść.

Aplikant (wskazując krzesło): Na tym..., to jest tu?

Przewodniczący: Świetnie! Uniknął pan użycia wyrazu zastrzeżonego na rzecz Krzesło International sp. z o.o. Proszę zreferować prawną ochronę wynalazków do 1989 roku.

Aplikant: Wyczuwam podchwytliwość pytania, bo przecież „Do 1989 roku", to tytuł utworu słowno-muzycznego, na który ochrona przysługuje Rekonstrukcjom Historycznym sp. z o.o.

Przewodniczący: Bardzo dobrze. O to chodziło. Sądzę, że możemy uznać egzamin za zakończony. Gratuluję panu. I proszę nie dziękować – ze zrozumiałych względów.

Aplikant: Oczywiście, pamiętam: znak słowny zastrzeżony przez Pol-Dzięk SA.

Kilka lat temu sąd zajmował się sporem producentów koncentratu pomidorowego i wydał w tej sprawie orzeczenie. Strona powodowa, uznając, że pozwany nie wykonał prawidłowo obowiązku publikacji stosownego oświadczenia, zrobiła to sama. W treści oświadczenia znalazło się takie sformułowanie (z ostrożności przedprocesowej firmy i nazwy zastępuję wielkimi literami): „A oświadcza, że dopuściła się czynu nieuczciwej konkurencji wobec B, rozpowszechniając reklamę koncentratu pomidorowego C z informacją, że jest koncentratem najbardziej pomidorowym. A oświadcza, że koncentrat pomidorowy C nie jest koncentratem najbardziej pomidorowym". Potem się okazało, że zakwestionowany zwrot brzmiał nieco inaczej: koncentrat reklamowano jako „najbardziej pomidorowo-pomidorowy". Postawienie przed sądem zadania polegającego na prawomocnym stwierdzeniu pomidorowości koncentratu to bez wątpienia przełom na miarę zastąpienia RHB przez KRS. Można być przeciwnikiem marnowania żywności, ale w tym jednym przypadku la tomatina między przedsiębiorcami wydaje się rozwiązaniem daleko lepszym. A w każdym razie skuteczniejszym, jeśli chodzi o dotarcie do konsumentów niż całostronicowe ogłoszenie w prasie.

Jeśli nawet w przyszłości egzaminy rzecznikowskie nie ulegną aż tak głębokim modyfikacjom, a sądy nie będą musiały orzekać o jabłkowości, muzyczności, czerwoności czy człowieczeństwie, choć to ostatnie chyba już się zdarzało, to zmian przecież nie da się uniknąć. Jeśli bowiem coś było nie do pomyślenia przed kilku laty – przykładowo: zasądzenie odszkodowania za oparzenie kawą podaną w restauracji – nie znaczy to, że wkrótce nie stanie się standardem. I to nie tylko amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości. Ogólnie rzecz biorąc, świat pędzi naprzód z prędkością pałkarza drużyny New York Yankees, co jej gracz, Yogi Berra, ujął jakieś pół wieku temu w paremii: „The future ain't what it used to be" („Przyszłość nie jest już taka jak kiedyś"; na wszelki wypadek podaję źródło: http://pl.wikiquote.org/wiki/Yogi_Berra). I pozostaje ona niezmiennie aktualna.

Autor jest radcą prawnym ?w kancelarii K&L Gates

Szczęśliwie na razie nie ponosi jeszcze odpowiedzialności ten, kto uważa, że Guns N'Roses wykonuje „Knockin' on Heaven's Door" o niebo lepiej niż Bob Dylan. Czasem wybór jest w ogóle niemożliwy – jesteśmy skazani na erzac, bo oryginał nie istnieje (Stare Miasto w Warszawie) lub nie można go odnaleźć (Dyskobol Myrona czy Grupa Laokoona, choć podobno głosy są podzielone).

Ochrona wytworów intelektu czy dóbr osobistych to rzecz słuszna i potrzebna, ale – jak każda – pod warunkiem że się z niej właściwie korzysta. Tymczasem prawo własności przemysłowej, prawo autorskie bądź przepisy o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji bywają przywoływane nie po to, aby przeciwdziałać nadużyciom lub usuwać ich skutki, lecz w celu zdobycia publicity i zorganizowania niezbyt kosztownej kampanii promocyjnej, najchętniej przy wsparciu sądów. Opłata sądowa jest ostatecznie ułamkiem ceny za porządną reklamę w mediach, a rozgłos co najmniej porównywalny.

Pozostało 80% artykułu
Sądy i trybunały
Po co psuć świeżą krew, czyli ostatni tegoroczni absolwenci KSSiP wciąż na lodzie
Nieruchomości
Uchwała wspólnoty musi mieć poparcie większości. Ważne rozstrzygnięcie SN
Edukacja i wychowanie
Ferie zimowe 2025 później niż zazwyczaj. Oto terminy dla wszystkich województw
Praca, Emerytury i renty
Ile trzeba zarabiać, żeby na konto trafiło 5000 zł
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Prawo karne
Śmierć nastolatek w escape roomie. Jest wyrok