– Gdyby rząd poszedł dalej, zaproponował jakieś masowe transfery dla ludzi, byłoby to gaszeniem pożaru benzyną – ostrzega Sławomir Dudek, główny ekonomista Fundacji FOR. – To luźna polityka banku centralnego, utrzymywanie przez długi czas zerowych stóp procentowych i „dodruk" pieniądza oraz nadmiernie ekspansywna polityka rządu, czyli wydatki o charakterze transferów finansowane z długu, rozpaliły inflację do niebezpiecznych poziomów. Teraz formułowanie jakichś szeroko zakrojonych tarcz antyinflacyjnych może tylko pogorszyć sytuację, jeśli już wystarczy zastosować standardowe instrumenty w ramach polityki społecznej wspierające najuboższych – wyjaśnia Dudek.
Stopy muszą rosnąć
Co w takim razie powinno się znaleźć w tarczy antyinflacyjnej, jeśli celem ma być powstrzymanie galopady cen?
– Obecnie bank centralny, kierujący się strategią bezpośredniego celu inflacyjnego, ma tylko jedno wyjście: zaostrzać politykę monetarną, by ograniczyć wzrost popytu, któremu nie odpowiada odpowiednia dynamika podaży – uważa Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu. – W górnej fazie cyklu, w jakiej obecnie jesteśmy, stopy muszą wzrosnąć znacząco – dodaje. Także zdaniem innych ekonomistów stopy procentowe powinny dalej rosnąć, do co najmniej 2 proc. w 2022 r., a według Jankowiaka stopa repo powinna nawet wzrosnąć do co najmniej 4,5 proc. w 2023 r.
– Ceną za powrót inflacji do celu będzie wyhamowanie dynamiki PKB do poziomu potencjału albo nawet lekko poniżej niego. Ale za złe policy mix zawsze trzeba kiedyś zapłacić – dodaje Jankowiak.
Rozwiązania na szybko
Stanisław Gomułka, główny ekonomista BCC, zaznacza, że do szybkiego ograniczenia inflacji przyczyniłoby się m.in. zwiększenie importu energii elektrycznej, co zmniejszyłoby szybko jej cenę hurtową. – A opłata za uprawnienia CO2, zasilająca dziś budżet państwa, powinna być przeznaczona wyłącznie na ograniczenie emisji CO2 i wsparcie inwestycji w tym zakresie – dodaje Gomułka.
Jego zdaniem konieczne jest też szybkie uruchomienie transferów z unijnego Funduszu Odbudowy. – Te środki są denominowane w euro, konieczność ich przewalutowania zmniejszyłaby presję na osłabienie złotówki, które pojawia się przy zbyt luźnej polityce monetarnej – wtóruje Paweł Wojciechowski, główny ekonomista Pracodawców RP. I dodaje, że deeskalacja konfliktu z KE poprawiłaby również wizerunek Polski, co ma istotne znaczenie dla napływu inwestycji zagranicznych, które również niwelują możliwą skalę deprecjacji naszej waluty.