Afroamerykanie idą do kina

Barack Obama ubiega się o fotel prezydenta, a szefowie Hollywoodu zrozumieli, że opłaca się robić filmy dla ciemnoskórej widowni

Aktualizacja: 26.03.2008 13:02 Publikacja: 25.03.2008 21:02

Tyler Perry w fimie "Madea's Family Reunion" z 2006 r.

Tyler Perry w fimie "Madea's Family Reunion" z 2006 r.

Foto: Materiały Promocyjne

Kiedy na ekranach kin amerykańskich pojawił się przed kilkoma miesiącami dramat "This Christmas" opowiadający o życiu murzyńskiej rodziny, krytycy wybrzydzali. – To nie jest film dla nich – odpowiadał jego producent Clint Culpepper. Obraz nakręcony za 13 mln dolarów zarobił 49 mln, bo filmy adresowane do ciemnoskórej publiczności są żyłą złota.

Afroamerykanie stanowią coraz większą siłę. W czasach gdy jeden z nich walczy z Hillary Clinton o pozycję lidera Partii Demokratycznej, Hollywood przygotowuje nowe wersje "Emmy" Jane Austen oraz "The Big Chill". Od oryginałów różniące się tym, że w ich obsadzie są tylko czarni aktorzy.

Tytuły takie jak "Stomp the Yard", "Why Did I Get Married?" czy "First Sunday", których premiery odbyły się w ostatnim kwartale, nie zdobywają laurów na festiwalach i na ogół nie docierają do kin Europy czy Azji. Ale na rodzimym rynku radzą sobie świetnie. Przynoszą średnio po 40 – 60 mln dolarów. Trzy czwarte z nich zwraca koszty produkcji i jeszcze zarabia. A jak nawet film zrobi klapę, to strata nie jest gigantyczna, bo budżety "czarnego kina" wynoszą od 3 do 15 mln dolarów.

Fale filmów adresowanych do Afroamerykanów pojawiają się na amerykańskim rynku co jakiś czas. W latach 70. nurt mocnego, czarnego kina nazwano blaxploitation. Dziś nikt nie pamięta "Sweet Sweetback's Baadassss Song" Van Peeblesa czy "Shaft" Gordona Parksa. Ale w Ameryce te filmy pełne gwałtu i seksu miały swoją publiczność. W latach 90. obraz "New Jack City" zapoczątkował nowy cykl czarnych thrillerów, czasem pojawiają się też dramaty obyczajowe, których akcja toczy się w ciemnoskórych społecznościach, były też podobne soap opery. Ostatnio zaś zapanowała moda na komedie. "First Sunday" z Ice Cubem weszła do kin 11 stycznia br. i po trzech tygodniach zarobiła 36 mln dolarów.

Czarne kino ma swoich gwiazdorów. 38-letni dramaturg Tyler Perry bawi się w kino od 2002 roku. Pisze scenariusze, reżyseruje i gra główne role. Dotąd nakręcił ponad dziesięć fabuł i 52 odcinki telewizyjnego serialu "House of Payne".

– Znam swoją widownię – mówi Perry. – A wielkie studia o czarnych mieszkańcach Ameryki nic nie wiedzą.

Jednak Hollywood też coraz częściej odkrywa siłę tej publiczności. Dzisiaj w każdym studiu jest specjalista od filmów adresowanych do murzyńskiej widowni. Np. w marcu na ekrany amerykańskich kin wszedł disnejowski "College Road Trip" Rogera Kumble – opowieść o czarnej dziewczynie, która szuka dla siebie miejsca na uniwersytecie. Zwykły film familijny, tyle że z afroamerykańską obsadą, na czele z Raven Symoné – gwiazdką Disney TV.

W wielkich hollywoodzkich hitach też coraz częściej pojawiają się czarnoskórzy aktorzy. Fabryka snów potrzebowała ponad pół wieku, by się przekonać, że mogą oni zagrać nie tylko lokaja czy niańkę. Dopiero w latach 60. XX wieku Sidney Poitier zaczął dostawać poważne role i nominacje do Oscara. Dzisiaj pozycję gwiazdy mają m.in.: Morgan Freeman, Denzel Washington, Eddy Murphy, Samuel Jackson, Will Smith, Whoopie Goldberg, Halle Berry.

– To nie jest ukłon w naszą stronę – powiedział mi kiedyś w wywiadzie Washingto. – Szefowie wytwórni dostrzegli w zatrudnianiu czarnych aktorów interes. Zrozumieli, że przyciągamy do kin nieco inną publiczność. A to są dla nich dodatkowe pieniądze.

Aktor uważa zresztą, że do dzisiaj start afroamerykańskich aktorów jest bardzo trudny.

– Halle Berry otrzymała Oscara, bo w "Monster Ball" wreszcie dostała szansę pokazania swych umiejętności – podkreśla. – Teraz zaczyna być sławny Don Cheadle, w kolejce czeka fantastyczny Alfred Woodward. Tylko czy ktoś na niego postawi? A takich jak on jest wielu.

Inną postawę reprezentuje Morgan Freeman.

– Gdyby czarni pisali historię świata, nie byłoby w niej białych – mówi spokojnie. – Nie można atakować jakiegoś systemu, jeśli nie wniosło się do niego znaczącego wkładu. Ja zresztą uważam, że Hollywood jest otwarty. To w końcu jest biznes, który reaguje na popyt.

A popyt na czarne kino ciągle rośnie.

Kiedy na ekranach kin amerykańskich pojawił się przed kilkoma miesiącami dramat "This Christmas" opowiadający o życiu murzyńskiej rodziny, krytycy wybrzydzali. – To nie jest film dla nich – odpowiadał jego producent Clint Culpepper. Obraz nakręcony za 13 mln dolarów zarobił 49 mln, bo filmy adresowane do ciemnoskórej publiczności są żyłą złota.

Afroamerykanie stanowią coraz większą siłę. W czasach gdy jeden z nich walczy z Hillary Clinton o pozycję lidera Partii Demokratycznej, Hollywood przygotowuje nowe wersje "Emmy" Jane Austen oraz "The Big Chill". Od oryginałów różniące się tym, że w ich obsadzie są tylko czarni aktorzy.

Pozostało jeszcze 84% artykułu
Film
Gwiazda o polskich korzeniach na wyspie Bergmana i program Anji Rubik
Film
Arkadiusz Jakubik: Zagram Jacka Kuronia. To będzie opowieść o wielkiej miłości
Film
Leszek Kopeć nie żyje. Dyrektor Gdyńskiej Szkoły Filmowej miał 73 lata
Film
Powstaje nowy Bond. Znamy aktorów typowanych na agenta 007
Film
Mają być dwie nowe „Lalki”. Netflix miał pomysł przed TVP