Film „Ostatnie lato” to romans kobiety z pasierbem. "Nie jestem sędzią tylko artystką"

Na ekranie scena seksu musi mieć sens. Nieść emocje, określać bohaterów. W przeciwnym wypadku jest niepotrzebna. W tym filmie zbliżenia bohaterów rozgrywam głównie na twarzach – mówi Catherine Breillat, reżyserka „Ostatniego lata”

Publikacja: 28.08.2024 04:30

Lea Drucker i Samuel Kircher w filmie Catherine Breillat „Ostatnie lato”

Lea Drucker i Samuel Kircher w filmie Catherine Breillat „Ostatnie lato”

Foto: mat.pras.

Dlaczego zdecydowała się pani zrobić remake duńskiej „Królowej kier”?

Tak naprawdę to nie był mój pomysł. Kilka lat temu na festiwalu w Belfordzie spotkałam producenta Saida Bena Saida. Trzy lata później dostałam od niego wiadomość: „Kupiłem prawa do »Królowej kier«, chcę nakręcić remake i myślę, że możesz zrobić film lepszy od oryginału”. Nie zastanawiałam się długo, byłam bardzo wyposzczona i spragniona, by stanąć za kamerą. Trzy dni później dostałam umowę, a miesiąc później miałam już poprawiony i zaakceptowany przez Saida tekst.

Pani producent miał rację. „Ostatnie lato” jest bardziej wyrafinowane niż „Królowa kier”.

Kiedy mój film był gotowy, porównaliśmy go z oryginałem. Sekwencja zdarzeń, dialogi – wszystko było podobne, a jednak te dwa obrazy są zupełnie inne. W szkołach filmowych mogłyby razem służyć jako dowód, ile wnoszą do projektu reżyser i aktorzy.

Czytaj więcej

Cannes 2023: Parada starych mistrzów

 Catherine Breillat: Nie jestem sędzią, tylko artystką

Pokazując romans kobiety ze swoim pasierbem, nie próbuje pani nikogo osądzać.

Oczywiście, że nie. I nie chcę ich karać. Nie jestem sędzią czy asystentką społeczną, tylko artystką. Nie wydaję wyroków i nie lubię, jak robią to inni. Mam wrażenie, że straciliśmy ostatnio wrażliwość. Wiele społeczeństw bardzo się podzieliło i zradykalizowało. Mamy manichejskie poglądy na wiele spraw. A przecież rzeczywistość, a przede wszystkim nasze uczucia i pragnienia bywają złożone. Opowiadam więc historię i oczekuję, że widzowie wyrobią sobie na temat jej bohaterów własne zdanie.

To chyba podstawowa różnica między pani filmem a duńskim pierwowzorem.

Oczywiście. Tam kobieta była postacią władczą i antypatyczną, w „Ostatnim lecie” jest delikatniejsza. To prawniczka, bardzo dobra adwokatka. Ma starszego od siebie męża, wychowuje dwie adoptowane dziewczynki. Może ­wplątana w codzienne obowiązki i zawodową rutynę podświadomie chce jeszcze uwierzyć w swoją atrakcyjność? Z kolei w 17-latku rodzi się mężczyzna. To on zaczyna ten flirt, jakby chciał zrozumieć siłę, którą zyskuje.

 Czasami zdarza się, że akceptujemy kłamstwo

Ale jest jeszcze mąż, ojciec chłopaka, na przekór wszystkiemu próbujący uwierzyć żonie, która wypiera się romansu, a nie synowi. Pani film staje się opowieścią o kłamstwie.

Zdarza się, że podświadomie, a może świadomie wypychamy z siebie wszystko, co może nam zaburzyć życie. Akceptujemy kłamstwo, karmimy się nim, ignorując prawdę. Może to jest najważniejsza myśl, jaka mi towarzyszyła przy pracy nad „Ostatnim latem”.

Zawsze była pani zainteresowana problemami seksualności. Dziś panuje inna atmosfera, #metoo zmienia kino i zachodni świat. Pani dawne filmy wydają się bardzo brutalne.

W młodości dużo czytałam. Zauważyłam, że wielcy autorzy, opisując sceny seksu, stają się bardzo ostrzy. Skądś się to wzięło. Kiedy zaczęłam pisać książki i robić filmy, próbowałam ich naśladować. Nie zastanawiałam się, czy to poprawne politycznie, zresztą wtedy jeszcze takiego określenia nie było.

Dzisiaj trudniej jest pani opowiadać historie, w których seks gra ważną rolę?

W żadnym wypadku! Ja nigdy nie kręciłam pornosów, tylko filmy artystyczne. I zawsze uważałam, że scena seksu musi mieć sens. Nieść emocje, określać bohaterów. W przeciwnym wypadku jest niepotrzebna. W wielu moich filmach był ostry, niemal brutalny seks. W „Ostatnim lecie” takich scen nie ma. Zbliżenia bohaterów rozgrywam głównie na twarzach Anne i Theo. Bo w tym filmie wszystko musi zaczynać się delikatnie, by potem wyparcie się miłości bardziej bolało.

Czytaj więcej

76. Międzynarodowy Festiwal Filmowy w Cannes. Ulubiona impreza mistrzów

Podziwiam kobiety, które walczą o swoje prawa, ale nie znoszę wszelkich ekstremizmów

A nie miał na pani decyzje reżyserskie wpływu ruch #metoo? Zmieniająca się pozycja kobiet w kinie?

Podziwiam #metoo i kobiety, które walczą o swoje prawa. Nie widzę powodu, żeby facet na planie nagabywał dziewczynę tylko dlatego, że on jest reżyserem, a ona podległą mu aktorką. Ale nie znoszę wszelkich ekstremizmów. I rozwrzeszczane idiotki, które dziś krytykują wszystko, co wykracza poza ich definicje moralności, są nie do zniesienia. Przede wszystkim nie mają pojęcia, czym jest sztuka. Ich zachowania są obrzydliwe, bo obrzydliwy i groźny jest każdy ekstremizm. Ale ta hipokryzja nie jest naszym wymysłem. W XVIII wieku aktorki czuły się jak prostytutki. Nie dlatego że się rozbierały, lecz dlatego, że obnażały swoje uczucia.

Swoimi filmami rzucała pani rękawice hipokryzji?

Niczego nie rzucałam, nie jestem wojownikiem. Nie zamierzałam zmieniać ani wpływać na morale ludzi. To mnie w ogóle nie interesuje. Chciałam tylko otwierać oczy. I dalej robić filmy.

Od lat jest pani częściowo sparaliżowana po wylewie. Jak sobie pani radzi w tak trudnym i wymagającym zawodzie jak reżyseria?

Nie tylko w zawodzie, lecz po prostu w życiu nie jest łatwo człowiekowi, który porusza się na wózku. Ale na planie nie mam problemów. Tam pracuję nie rękami, lecz głową. Potrafię dowodzić. Czasem nawet sama zastanawiam się, skąd mam tyle siły. Podejrzewam, że mam ciało kobiety, ale zdecydowaną, męską osobowość. Poza tym uwielbiam rozmawiać z ludźmi, spierać się, poznawać nowe emocje i nowe światy. A tego choroba mi nie zabrała.

Dlaczego zdecydowała się pani zrobić remake duńskiej „Królowej kier”?

Tak naprawdę to nie był mój pomysł. Kilka lat temu na festiwalu w Belfordzie spotkałam producenta Saida Bena Saida. Trzy lata później dostałam od niego wiadomość: „Kupiłem prawa do »Królowej kier«, chcę nakręcić remake i myślę, że możesz zrobić film lepszy od oryginału”. Nie zastanawiałam się długo, byłam bardzo wyposzczona i spragniona, by stanąć za kamerą. Trzy dni później dostałam umowę, a miesiąc później miałam już poprawiony i zaakceptowany przez Saida tekst.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Film
"Antychryst" Larsa von Triera: Seks pełen okrucieństwa
Film
Zakochany Mickiewicz, Maryla, ksiądz Robak i Żyd z karczmy
Film
Największe kino plenerowe organizowane przez Kinotekę - podsumowanie
Film
Nie żyje James Earl Jones. Aktor, który dał głos Darthowi Vaderowi
Film
Festiwal w Wenecji zakończony. O czym krzyczą artyści
Materiał Promocyjny
Jak wygląda auto elektryczne