Niestety, to nie jest film. Olbrzymi pożar wybuchł 7 stycznia w Pacific Palisades. Wypala tysiące hektarów ziemi, dotarł do Santa Monica, Malibu, Pasadeny i Hollywood Hills, obejmuje kolejne ulice miasta i drogi.
Pożary w pierwszym dniu gasiło 250 strażaków, dziś jest ich już ok. 1500. Działania ratunkowe były od początku utrudnione przez wiatr, którego porywy dochodzą do 100-150 km na godzinę, dym i gęstą mgłę, uniemożliwiającą start samolotów prowadzących akcję gaśniczą. Dziś dochodzi do tego brak wody w hydrantach, nieprzygotowanych na tak wielkie pożary.
W Internecie nieustannie aktualizowane są mapy zagrożonych ogniem terenów. Niestety te obszary wciąż się powiększają.
Według Associated Press nigdy jeszcze w historii Los Angeles pożar nie poczynił takich spustoszeń. W 1960 roku w Bel-Air ogień pochłonął 500 domów. W 2008 roku – w Sylmar zniszczonych zostało ok. 600 domów. Dziś ta liczba zniszczeń jest znacznie wyższa. Pożar objął już ok. 150 kilometrów kwadratowych. W ekskluzywnych dzielnicach na obrzeżach LA spłonęło ok. 13 tysięcy domów, w tym 5,5 tys. w bardzo zamożnych dzielnicach celebrytów. Jak ogłaszają władze miasta zagrożone są kolejne tereny. Blisko 350 tysięcy domostw w Los Angeles było bez prądu. Ponad 150 tysięcy osób zostało zmuszonych do ewakuacji z płonących lub zagrożonych dzielnic. Niestety, według nowych danych do trzynastu wzrosła też liczba ofiar śmiertelnych, jest wiele poparzeń.