Obcy, przybysze, emigranci

Emigracja zawsze była zjawiskiem bolesnym. I, nie oszukujmy się, w dobie otwartych granic i haseł o jednoczeniu się Europy, nadal niesie wiele problemów. Filmowcy od ponad wieku opowiadają o ludziach, którzy ciągną do Ziemi Obiecanej, a tam stają się obywatelami drugiej kategorii i z ogromnym trudem walczą o zachowanie własnej godności.

Publikacja: 15.01.2009 19:43

[srodtytul]Ameryka emigrantów [/srodtytul]

Hollywood zawsze był czuły na problemy przybyszów ze Starego Kontynentu. Nic dziwnego: pierwsze wytwórnie zakładali głównie europejscy Żydzi, potęgę fabryki snów w znacznym stopniu tworzyli reżyserzy i aktorzy importowani zza oceanu, a jarmarczne kinowe budy zapełniali początkowo głównie emigranci. Może dlatego w ponad stuletniej historii kina emigrant był na ekranie przede wszystkim Europejczykiem, który szukał szczęścia na ziemi Jankesów. Chaplinowski Charlie dziś jest uosabiany z typem wiecznego włóczęgi, ale w latach dwudziestych odbierano go przede wszystkim jako emigranta, który przyjechał do Ameryki „za chlebem”, chwytał się różnych zawodów: subiekta, handlarza starzyzną, portiera, kelnera, zamiatacza ulic i zapamiętale walczył o swoje szczęście, próbując wśród niepowodzeń zachować godność. Ten wizerunek w różnych odmianach przetrwał do dziś. Czasem Amerykanie chcieli udowodnić, że amerykański sen jest w stanie sprawić, że biedak przekształci się w milionera, albo jak u Martina Scorsese w supergangstera, ale na ogół kino portretowało ludzi, którzy z ogromnym truden walczyli o każdy dzień. Tak było choćby w głośnych filmach „Pelle zwycięzca” Bille Augusta, „Inaczej niż w raju” Jima Jarmusha czy ostatnio — w „Złotych wrotach” Emmanuella Crialese. Podobny wizerunek zaszczutych, współczesnych emigrantów można znaleźć we wchodzącym jutro na polskie ekrany „Spotkaniu”.

[srodtytul] W tyglu Europy[/srodtytul]

Dziś jednak migracje dotyczą nie tylko amerykańskiego tygla. Świat przemieszcza się. Miliony ludzi uciekają od wojen i nędzy, szukają lepszego życia. Otworzyła granice Europa. Na ulicach Londynu czy Paryża mieszają się przechodnie różnych ras i narodowości, filmy o emigrantach zaczęły więc powstawać również na Starym Kontynencie. Ale los ludzi, którzy opuszczają własną ojczyznę, jest podobny pod każdą niemal szerokością geograficzną.

W czasie ostatniego festiwalu Era Nowe Horyzonty można było obejrzeć „Płaczącą łąkę” Theo Angelopoulosa — film o greckich uchodźcach — ludziach bez przydziału, którzy nigdzie nie czują się „u siebie”. Akcja tego filmu toczyła się przed wiekiem. Jednak podobne bolesne poczucie obcości towarzyszy emigrantom do dzisiaj. Przybysze z zewnątrz zawsze są inni. Zamknięci we własnych gettach, często gorsi. Jak Pakistańczyk z filmu Kena Loacha „Ae Fond Kiss”, który zadomowił się w Glasgow. Ale jest granica, której przekroczyć nie może. Kiedy z wzajemnością zakochuje się w młodej nauczycielce-katoliczce, trafia na mur niechęci i wrogości. Z obu stron. Własnej rodziny i otoczenia dziewczyny.

Europa, mimo szczytnych haseł,nie czeka na obcych z otwartymi ramionami. W filmie Michaela Winterbottoma „W tym świecie” uciekinierzy z Afganistanu, którzy przez Pakistan, Iran i Turcję przedostają się do Włoch, a potem do Londynu, przeżywają w drodze gehennę, a ich „ziemia obiecana” ofiarowuje im życie obywateli drugiej kategorii. Podobne rozczarowanie przeżyją Kurdowie, Macedończycy, Rosjanie, Afgańczycy i Albańczycy, którzy bez paszportów i wiz przedarli się do Rzymu w „Częściach zamiennych” Damjana Kozole’a. W „Dalekich światłach” Hansa-Christiana Schmida rozbiją się o rzeczywistość marzenia uchodźców z Ukrainy, którzy przez polskie Słubice chcą przedostać się do Niemiec. W „Niewidocznych” Stephena Frearsa emigranci byli wykorzystywani w Londynie jako dawcy narządów do przeszczepów. W niemieckich filmach Fatiha Akima tragedie inności przeżywają Turcy. Jakże przejmująca jest też droga do lepszego życia młodej Albanki z ostatniego filmu braci Dardenne’ów.

Swoje miejsce w tej migracji mają także Polacy. W końcu w ostatnim czasie wyjechało ich przecież z kraju ponad 2 mln. W „Outlanders” Dominic Lees, który rok studiów filmowych odbył w Polsce, opowiedział o dwóch dwóch braciach, którzy po latach rozłąki spotkali się w Anglii. O losie polskich emigrantów wykorzystywanych i oszukiwanych przez brytyjskich pracodawców zrobił też film — „Polak potrzebny od zaraz” — Ken Loach.

[srodtytul]Społeczeństwa multietniczne[/srodtytul]

„Nowe krajobrazy, ta sama rzeczywistość” — mówią bohaterowie dokumentu „Pociąg wspomnień” Josefiny Cembrero — Hiszpanie, którzy za rządów generała Franco szukali nowego życia w Niemczech, Francji, Holandii. Ale powoli w tym nurcie mniej lub bardziej tragicznych obrazów, pojawia się inny ton. Loach wpisuje polskich emigrantów w angielskie społeczeństwo. Piętnuje wady systemu, który takie praktyki dopuszcza, a czasem wręcz wymusza.

Jeszcze dalej idzie Laurent Cantet w nagrodzonej Złotą Palmą w Cannes „Klasie”. Francuz, który ma za sobą rozruchy wywoływane na ulicach Paryża czy Lyonu przez czarnoskórych emigrantów, pokazuje szkołę na przedmieściach stolicy. Klasę, w której obok uczniów francuskich siedzi w ławkach młodzież z Afryki, Azji, Europy Wschodniej. I przypomina, że takie jest współczesne społeczeństwo francuskie. Zróżnicowane kulturowo, coraz bardziej multietniczne. I ostrzega, że zawsze będą płonąć na ulicach samochody, jeśli przybysze ze świata nie znajdą w nowych ojczyznach swojego miejsca.

Film
Gwiazda o polskich korzeniach na wyspie Bergmana i program Anji Rubik
Film
Arkadiusz Jakubik: Zagram Jacka Kuronia. To będzie opowieść o wielkiej miłości
Film
Leszek Kopeć nie żyje. Dyrektor Gdyńskiej Szkoły Filmowej miał 73 lata
Film
Powstaje nowy Bond. Znamy aktorów typowanych na agenta 007
Film
Mają być dwie nowe „Lalki”. Netflix miał pomysł przed TVP