Affleck – następca Eastwooda
„Operacja Argo" je odsłania. Scenariusz powstał na kanwie wspomnień jej dowódcy, agenta Antonia Mendeza, spisanych przez dziennikarza Matta Baglio. Prawa do sfilmowania historii kupił George Clooney, ale po długich namowach odstąpił reżyserię Benowi Affle– ckowi – kiedyś wyśmiewanemu gwiazdorowi superprodukcji i tabloidów, a dziś poważanemu w Hollywood reżyserowi, którego niektórzy porównują za oceanem do Clinta Eastwooda. Affleckowi brakuje charyzmy Clinta. Nie nakręcił jeszcze niczego na miarę takich filmów jak „ Za wszelką cenę" czy „Bez przebaczenia", jednak „Operacja Argo" to krok w dobrym kierunku. Biorąc pod uwagę aplauz, jaki wywołał filmem w USA, stał się ulubieńcem Ameryki.
Dni i godziny emisji
W przedoscarowych rankingach „Operacja Argo" jest wymieniana w gronie żelaznych kandydatów do nominacji w kilku kategoriach, m.in. za najlepszy obraz i reżyserię, razem z „Lincolnem" Stevena Spielberga. Największe szanse ma w rywalizacji o statuetkę za scenariusz. Jest bowiem zręcznym połączeniem kina faktu, thrillera i komedii. Akcja zaczyna się, gdy demonstranci zajmują ambasadę. Personel w pośpiechu pali dokumenty, a wspomniana szóstka wymyka się na ulicę. Kolejne dni mijają uciekinierom na ukrywaniu się w domu kanadyjskiego ambasadora, by nie wyśledzili ich członkowie irańskiej Gwardii Rewolucyjnej.
Tymczasem urzędnicy w Waszyngtonie i dyrektorzy CIA głowią się, jak wydostać dyplomatów. Dostarczyć im rowery, by dojechali do granicy z Turcją? A może przeszmuglować przez granicę jako nauczycieli ze szkoły językowej lub działaczy organizacji humanitarnej? Niedorzecznych pomysłów jest wiele, ale wyróżnia się jeden. Agent Mendez (Ben Affleck) proponuje, że wywiezie ich z kraju jako członków ekipy filmowej. Wraz z charakteryzatorem Johnem Chambersem (John Goodman), laureatem Oscara za legendarną „Planetę małp", i pewnym zasłużonym producentem (Alan Arkin) zakłada Studio Six Production. Firma ma sfingować realizację wysokobudżetowego widowiska w bliskowschodnich plenerach, aby uwiarygodnić obecność ekipy filmowej w Iranie.
Gwiezdne wojny w Iranie
Wkrótce panowie trafiają na scenariusz filmu science fiction zatytułowanego „Argo", który choć jest popłuczynami po „Gwiezdnych wojnach", idealnie spełnia ich założenia. Organizują więc konferencję prasową i kampanię w branżowych pismach, a Mendez rusza do Iranu jako hollywoodzki producent... Napięcie bierze się ze znakomitego odtworzenia realiów przełomu lat 70. i 80., a przede wszystkim klimatu gorączki islamskiej rewolucji. Poważny ton narracji świetnie równoważą momenty komediowe, jak choćby wtedy, gdy jeden z dyplomatów tłumaczy irańskiemu gwardziście za pomocą storyboardów, czym jest „Argo". Życie bohaterów zależy od tego, czy uda mu się opowiedzieć o bzdurnym filmie science fiction językiem ludowej rewolucji!
W takich scenach „Operacja Argo" jest czymś więcej niż sensacyjno-humorystyczną fabułą. Staje się opowieścią o uwodzicielskiej sile Hollywood i szerzej – rażącej mocy popkultury. Jej blichtrowi i symbolice ulegają nawet podejrzliwi żołnierze reżimu ajatollahów. Zresztą „Operacja Argo" też została podporządkowana regułom kina popularnego. Affleck nakręcił film z wyraźną intencją pokrzepienia Amerykanów, by pokazać, że operacjom tajnych służb mogą przyświecać szlachetne intencje, a nie tylko zimna kalkulacja zysków i strat. Na ekranie nie ma brudnej gry wywiadów i poświęcania jednostek w imię dobra narodowego. Jest nadzieja i iście ułańska fantazja. Może dlatego ten film tak dobrze się ogląda?