Bankierzy byli Bogami. Wysokie zarobki, bonusy, przebieranie w ofertach – ich tajemna wiedza o finansowej inżynierii wydawała się tego warta. Podziw ludzi mieszał się z niechęcią („banksterzy"). A filozofia „za duży, by upaść" gwarantowała bezkarność. Teraz jednak co chwila słyszymy o zwolnieniach w branży, jak ostatnio o 20 proc. redukcji załogi Santandera. To już prawdziwa rzeź etatów i placówek. Nawet bankomaty zaczynają dzielić los budek telefonicznych, których tylko trochę zachowało się jako przerobione kabiny prysznicowe na działkach. To tylko przykład zachodzących zmian, które doprowadziły do tego, że w Polsce Allegro jest warte ponad 80 mld zł, cztery razy więcej niż PKO BP czy PZU, a w USA kapitalizacja największego JP Morgan Chase jest 7 razy mniejsza niż Apple, 5 razy niż Amazona.
Klienci szybko się uczą, że nie muszą iść do oddziału, wystarczy komputer, a bank czy ubezpieczyciel zdalnie zweryfikują tożsamość, np. za pomocą wideoweryfikacji. Boty zastępują pracowników infolinii, a kurierzy sklepów. Podobnie taniejące roboty zastąpią ludzi w fabrykach. Nie zachorują, nie zagrożą odejściem, nie przyjdą po podwyżkę. W dobie internetu rzeczy i 5G wszystko będzie działo się automatycznie. Choć już słyszę te uspokajania, że „ktoś te roboty musi obsługiwać" albo „można się przekwalifikować", nie wierzę, że analityk banku, kasjerka czy górnik staną się szybko specjalistami w zakresie uczenia maszynowego, chmury albo OZE. Najdłużej będą bronić się usługi, ale nawet barmana zastąpi prędzej czy później (to już się dzieje w Azji) robotyczne ramię, z którym nie pogadasz, ale przynajmniej nie wrzuci Ci do drinka za dużo lodu.
Cyfryzacja i zdalna praca to potężny cios z branżę biurową. Nie wiemy, jak dalekie zajdą tu zmiany. Pandemia pokazała, że można w domu obsługiwać Zooma (może dlatego jest wart 130 mld dol.), jednocześnie robiąc sobie posiłki (biedni kucharze), czy opiekując się dziećmi (cios w opiekunki). Tak, wiem, na dłuższą metę można oszaleć. Ale szybko temu zaradzi psycholog, oczywiście wirtualnie. Przesada? Tak, ale powiedzieć, że czeka nas czas ogromnych zmian w pracy, to nic nie powiedzieć.
Z niedawnego raportu Światowego Forum Ekonomicznego wynika, że w ciągu pięciu lat niemal połowa pracowników na świecie będzie musiała poszukać nowego zajęcia. A połowa wszystkich zadań będzie wykonywana przez maszyny. To bardzo ostrożne szacunki.
Choć mocno wzrośnie bezrobocie (blokowane na razie różnymi tarczami i stymulusami), ci, co zachowają pracę, nie będą narzekać. Czas pracy skróci się najpierw do 35 godzin tygodniowo jak we Francji, a potem bardziej. Już teraz premier Finlandii Sanna Marin wzywa do wprowadzenia 6-godzinnego dnia pracy, przekonując, że pracując krótko, robimy to efektywniej.