Stanisław Stasiura: Harris kontra Trump – pojedynek na protekcjonizm i deficyt budżetowy

W najbliższy wtorek odbędą się wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych. Choć sondaże są wyrównane, jedno jest pewne: protekcjonistyczne zapędy oraz brak chęci realnej redukcji deficytu budżetowego zwyciężą, niezależnie kto zostanie głową państwa - pisze młody ekonomista.

Publikacja: 03.11.2024 06:04

Amerykanie zmęczeni są okresem wysokiej inflacji. Kamala Harris straszy, że polityka celna Trumpa mo

Gospodarka w centrum uwagi wyborców

Amerykanie zmęczeni są okresem wysokiej inflacji. Kamala Harris straszy, że polityka celna Trumpa może podbić ceny jeszcze wyżej, ale sama też stawia na protekcjonizm gospodarczy

Foto: Luke Sharrett/Bloomberg

Gospodarka jest jednym z kluczowych tematów tej kampanii. W badaniu dla Instytutu Gallupa 52 proc. osób stwierdziło, że stan gospodarki jest bardzo ważną kwestią przy podejmowaniu decyzji o oddaniu głosu na danego kandydata. Ale choć bezrobocie w USA utrzymuje w ostatnich latach na poziomie sprzed pandemii (tuż przed nią, w lutym 2020 r. wynosiło 3,5 proc.) i tylko ostatnio wzrosło powyżej 4 proc., a inflacja spadła z 3,7 proc. we wrześniu 2023 r. do 2,4 proc. we wrześniu br., to aż 52 proc. respondentów odpowiedziało, że ich sytuacja finansowa jest gorsza niż cztery lata temu, a 46 proc. określiło obecny stan amerykańskiej gospodarki jako zły. Duży wpływ na ocenę sytuacji mają preferencje partyjne: wyborcy Demokratów zdecydowanie chętniej niż Republikanów deklarują polepszenie swojej sytuacji materialnej.

Na takim rozkładzie opinii zyskuje Donald Trump, który w sondażach generalnie wygrywa z Kamalą Harris w kwestiach ekonomicznych. Wyjątkiem jest sondaż dla agencji Associated Press, gdzie były prezydent wygrywa z obecną wiceprezydentką w kwestii ceł (42 proc. do 37 proc.), cen produktów (42 proc. do 40 proc.), ale przegrywa w zakresie tworzenia miejsc pracy (41 proc. do 43 proc.) oraz opodatkowania klasy średniej (36 proc. do 46 proc.). A jakie są poglądy elity ekonomistów? 23 noblistów z ekonomii w liście otwartym oznajmiło, że to program Harris jest lepszy.

Przeanalizowałem wybrane postulaty Kamali Harris z dokumentu „A New Way Forward For The Middle Class” oraz Donalda Trumpa z oficjalnej deklaracji programowej Partii Republikańskiej, i stworzonego przez The Heritage Foundation dokumentu „Mandate for Leadership: The Conservative Promise”, określanego mianem Project 2025. Demokraci nazywają go prawdziwym programem Trumpa, skupiając się głównie na kwestiach ochrony demokracji oraz prawa do aborcji.

„Nowa droga naprzód dla klasy średniej”

Już sama nazwa dokumentu programowego Kamali Harris wskazuje, że celem jest przekonanie wyborców klasy średniej, że to ona ma dobrą agendę ekonomiczną. Proponuje podwyższenie ulgi podatkowej dla rodzin z dziećmi (Child Tax Credit) z 2 tys. dolarów do 3,6 tys. dolarów, w tym 6 tys. dolarów w pierwszym roku życia dziecka, oraz rozszerzenie ulgi podatkowej wynoszącej 1,5 tys. dolarów dla osób bezdzietnych z niskimi dochodami (Earned Income Tax Credit). Plus wprowadzenie „zdroworozsądkowych” reform podatkowych dla osób bogatych, obejmujących minimalny podatek dochodowy dla najzamożniejszych, cofnięcie reform podatkowych Trumpa z 2017 r. oraz podwyższenie CIT-u i podatku od zysków kapitałowych dla osób z dochodami powyżej 1 mln dolarów do 28 proc. W przypadku małych i średnich firm Kamala Harris proponuje podwyższenie odliczenia wydatków dla start-upów z 5 tys. do 50 tys. dolarów, wsparcie finansowe dla inkubatorów przedsiębiorczości, stworzenie programu pożyczek z niskim lub wręcz zerowym procentem dla małych firm, przeznaczenie 1/3 wartości kontraktów na szczeblu federalnym dla małych firm. Do tego dochodzi obietnica walki z biurokracją. Program postuluje też wprowadzenie ulg podatkowych dla firm przemysłowych tworzących nowe miejsca pracy i obniżających emisyjność. Podwyższona ma zostać także płaca minimalna.

W kilku rozdziałach programu kandydatka Demokratów skupia się na obniżaniu kosztów życia dla obywateli. W tym celu proponuje inwestycje w łańcuchy dostaw żywności, żeby były bardziej zdywersyfikowane, a także wprowadzenie federalnego zakazu „niesprawiedliwej” podwyżki cen (price gouging), zwalczanie zmów cenowych, oraz zwiększenie konkurencji w opiece zdrowotnej poprzez zwalczanie złych praktyk dużych firm farmaceutycznych.

Harris zwraca również uwagę na dostępność mieszkań, proponuje rozszerzenie ulgi podatkowej dla deweloperów budujących lokale z przystępnym czynszem dla osób najuboższych (Low-Income Housing Tax Credit), stworzenie ulgi podatkowej dla mało zamożnych posiadaczy mieszkań wspierającej remonty (Neighborhood Homes Tax Credit), stworzenie wartego 40 mld dolarów programu dla władz lokalnych w celu wypracowania innowacyjnych strategii zwiększenia podaży mieszkań, pokrycie kredytu do 25 tys. dolarów dla rodzin chcących kupić po raz pierwszy mieszkanie, zwalczanie praktyk, które pozwalają funduszom mieszkaniowym podwyższać czynsz oraz likwidację korzyści podatkowych dla osób inwestujących w domy jednorodzinne.

Z analizy uniwersyteckiej szkoły biznesu Wharton School wynika, że 95 proc. osób zyskałoby na spełnieniu obietnic z tego programu w 2026 r., wśród nich w największym stopniu pierwsza grupa kwintylowa, z dochodem większym o 18 proc. Pozostałe 5 proc. straciłoby, w tym 0,1 proc. najbogatszych, którzy uzyskaliby dochód mniejszy o 0,5 proc. Pojawia się także stwierdzenie, że w 2034 r. PKB spadnie o 1,3 proc. po wdrożeniu w życie tych propozycji, a przeciętna płaca spadnie o 0,8 proc.

Z kolei według analityków Moody’s, w scenariuszu prezydentury Harris i kontroli Izby Reprezentantów przez Republikanów, wzrost PKB w ciągu czterech lat wynosiłby średnio 2,1 proc. rocznie, bezrobocie kształtowałoby się na poziomie 4 proc., a inflacja na poziomie 2,3 proc. Zadłużenie wzrosłoby z 99 proc. PKB do 104,9 proc. PKB w 2028 r. Lewicowy Institute of Taxation and Economic Policy wskazuje, że 99 proc. podatników zyskałoby na planie Harris, z czego obciążenie podatkowe najbiedniejszych 20 proc. społeczeństwa zmalałoby o 7 proc., a 1 proc. najbogatszych Amerykanów – wzrosłoby o 4,1 proc.

Liberalna gospodarczo Tax Foundation skrytykowała plan Kamali Harris wskazując, że oznaczałby w perspektywie długoterminowej nie wzrost, ale spadek PKB o 2 proc. i płac o 1,2 proc. w 2025 r., a także utratę 786 tys. miejsc pracy. W przypadku najbiedniejszych 20 proc. osób dochód wzrósłby o 16,5 proc., a najbogatszych 1 proc. – zmalałby o 9,5 proc. Fundacja nie zostawia suchej nitki na pomyśle pokrycia przez państwo kredytu, przewidując dalszy wzrost cen mieszkań (skądś my to znamy…), oraz wskazuje, że łączna stawka podatkowa CIT wynosiłaby 32,2 proc., osiągając drugi co do wielkości poziom wśród członków OECD (za Kolumbią). Łączna stawka podatku od zysków kapitałowych wzrosłaby do 38,3 proc. (również drugie miejsce w OECD, po Danii mającej stawkę 42 proc.).

Z kolei libertariański think-tank Cato Institute krytykuje Kamalę Harris m.in. za chęć podwyższenia ulgi podatkowej na dzieci (bo nie byłby to skuteczny instrument zwalczania ubóstwa; inne zdanie ma lewicowe Center on Budget and Policy Priorities), oraz za pomysł opodatkowania niezrealizowanych zysków kapitałowych. „Jeśli kupię dom za 400 tys. dolarów, a jego wartość wzrośnie o 50 tys. dolarów w następnym roku, podatek od niezrealizowanych zysków na poziomie 25 proc. oznaczałby, że jestem winny państwu 12,5 tys. dolarów, niezależnie czy sprzedam dom i czy mam pieniądze na opłacenie rachunku”. Postulowane przez Harris zwalczanie podwyżek cen doradca ekonomiczny Baracka Obamy w czasie jego drugiej kadencji Jason Furman określił mianem „nierozsądnej polityki”.

„Uczynić Amerykę znów wielką” na bis

Program Trumpa zawarty jest w deklaracji programowej Partii Republikańskiej, która w porównaniu z dokumentem Harris jest dużo bardziej ogólnikowa. Jest tam mowa o obcięciu zbędnych wydatków i likwidacji zbędnych regulacji, utrzymaniu obniżek podatków z 2017 r., zwolnieniu napiwków z opodatkowania [w USA są one, inaczej niż w Europie, wynagrodzeniem za obsługę, wynoszą średnio 15 proc. wartości rachunku – red.], zmniejszeniu regulacji dla przemysłu paliw kopalnych (dzięki czemu ceny energii mają być niższe), uwolnieniu gruntów federalnych pod budowę mieszkań, wsparciu dla osób chcących kupić pierwsze mieszkanie i ograniczaniu regulacji w celu zmniejszenia kosztów budowy mieszkań. Jet też mowa o ochronie Social Security i wzmocnieniu Medicare poprzez zwalczenie nielegalnej imigracji.

Ponownie sięgając po analizę Wharton School (której Trump jest absolwentem) można wskazać, że wszystkie grupy dochodowe zyskałyby na pomysłach Trumpa, aczkolwiek pierwsza grupa kwintylowa zyskałaby tylko 1,4 proc., podczas gdy najbogatsze 0,1 proc. – więcej, bo 2,7 proc. W 2034 r. PKB ma spaść o 0,4 proc., a przeciętne zarobki byłyby na niezmienionym poziomie. Z kolei analitycy Moody’s w scenariuszu przyjęcia władzy przez Trumpa z większością Republikanów w Kongresie wskazują na średni wzrost PKB w okresie czterech lat o 1,3 proc., bezrobocie na poziomie 4,6 proc. oraz na inflację na poziomie 2,8 proc. Institute of Taxation and Economic Policy wskazuje, że poprzez podwyższenie ceł (o czym będzie później) obciążenia podatkowe dla 95 proc. podatników zwiększyłoby się, w tym o 4,8 proc. dla najbiedniejszych 20 proc. społeczeństwa, podczas gdy zmniejszyłoby się tylko dla 5 proc. podatników, w tym o 1,2 proc. dla najbogatszego 1 proc.

Według Tax Foundation, PKB i przeciętna płaca wzrosłyby za Trumpa o 0,8 proc., a liczba miejsc pracy zwiększyłaby się o 597 tys. Co ciekawe, według analizy fundacji, wszystkie grupy dochodowe w pierwszym roku straciłyby na pomysłach Trumpa, dopiero w dłuższym okresie byłby widoczne pozytywne efekty.

Tax Policy Center skrytykowało pomysł likwidacji opodatkowania napiwków, wskazując na fakt, że przeciętne dochody pracowników z napiwków już teraz są tak niskie, że często w ogóle nie podlegają opodatkowaniu, oraz na niesprawiedliwość — mniejszość pracowników, która odprowadza w tym momencie podatek dochodowy z napiwków, zostanie zwolniona, ale pracownicy z innych branż zarabiających tyle samo będą mieli dochód opodatkowany. Think-tank zwrócił również uwagę, że wdrożenie pomysłu w życie może utrudnić inicjatywy zmierzające do objęcia pracowników zarabiających poprzez napiwki płacą minimalną. Tax Foundation stwierdziła zaś, że zwolnienie może zachęcać do przechodzenia na system napiwków w większej skali, ale pochwaliło propozycję obniżenia CIT-u z 21 do 15 proc.

W analizach ekonomicznych zwraca się uwagę na potencjalne konsekwencje masowej deportacji nielegalnych imigrantów, które mogą się ujawnić w postaci spadku PKB o 4,2-7,5 proc. w ciągu czterech lat, jeśli dokona się scenariusz deportacji zdecydowanej większości takich osób ( stanowią one aż 4,5 proc. siły roboczej w USA), spadku wskaźnika zatrudnienia o 6,7 proc., oraz niższych łącznych wpływów do budżetu federalnego, lokalnego, do Social Security i Medicare o 104,4 mld dolarów.

Liczący ponad 900 stron Project 2025 postuluje m.in. reformę podatkową w postaci redukcji stawek PIT do 15 i 30 proc. oraz likwidację większości ulg podatkowych, obniżkę CIT-u do 18 proc., ustanowienie opodatkowania zysków kapitałowych i dywidend na poziomie 15 proc. oraz wprowadzenie federalnego podatku od konsumpcji [pobierany przy zakupach sales tax jest podatkiem stanowym; są stany, w których wynosi 0 proc. – red.].

Ponadpartyjna zgoda na cła i deficyt

Kamala Harris lubi ostrzegać wyborców, że postulat Trumpa dotyczący podwyższenia ceł do 20 proc., a w przypadku produktów chińskich nawet do 60 proc., uderzy w amerykańskie rodziny. Duża część ekonomistów zgodziłaby się z nią. Tax Foundation wskazuje, że wdrożenie ceł na takim poziomie doprowadziłoby do zmniejszenia PKB o 1,3 proc. oraz utraty ponad miliona miejsc pracy. I wskazuje, podobnie jak Institute of Taxation and Economic Policy oraz Peterson Institute For International Economics, że obciążenia finansowe zdecydowanej większości Amerykanów wzrosną, nawet po obniżkach innych podatków.

Trzeba jednak pamiętać, że Harris nie odcina się od polityki Joe Bidena w postaci nałożenia ceł głównie na elektryczne samochody i baterie do nich, panele słoneczne, stal i aluminium. Zdaniem Tax Foundation polityka Bidena ujęła z PKB 0,2 proc. i doprowadziła do utraty 142 tys. miejsc pracy. Lewicowy Center for American Progress broni tej polityki, argumentując, że wraz ze wdrożeniem CHIPS and Science Act oraz Inflation Reduction Act cła na strategiczne sektory działają dużo lepiej niż za czasów Trumpa.

Deficyt budżetowy? Według Wharton School program Harris zwiększy go o 1,2 biliona dolarów w ciągu 10 lat, a program Trumpa o 4,1 bln dolarów. Według Tax Foundation propozycje Harris będą skutkować zwiększenie deficytu o 2,3 bln dolarów, a Trumpa o 3 bln dolarów. Z kolei według Committee for a Responsible Federal Budget, w podstawowym scenariuszu deficyt za Harris zwiększy się o około 4 bln dolarów, a w pesymistycznym o 8,3 bln dolarów. Za Trumpa w podstawowym wariancie zadłużenie budżetu federalnego zwiększy o 7,75 bln dolarów, a w pesymistycznym o 8,3 bln dolarów.

Josh Barro napisał w sierpniu dla „The Atlantic” artykuł „Plan Harris jest ekonomicznie głupi, ale politycznie mądry” („Harris’s Plan Is Economically Dumb but Politically Smart”), co jest trafnym stwierdzeniem, biorąc pod uwagę jej kontrowersyjne pomysły, np. pokrycie części wartości kredytów na mieszkania czy zwalczanie podwyżek cen poprzez de facto ich kontrolę. To samo jednak można powiedzieć o pomysłach Trumpa o zwolnieniu napiwków z opodatkowania czy o wprowadzeniu drakońskich ceł. W licytacji na protekcjonizm i deficyt jest jednak różnica: wiadomo czego można się spodziewać po Harris. O Trumpie tego samego powiedzieć nie można, biorąc pod uwagę, że ostatnio wyraził zainteresowanie zastąpienia podatku dochodowego wysokimi cłami, powołując się na przykłady z XIX w.

O autorze

Stanisław Stasiura

Parlamentarzysta Parlamentu Młodych Rzeczypospolitej Polskiej VII kadencji i członek Towarzystwa Ekonomistów Polskich.

Tekst powstał w ramach cyklu Cykl „TEP o Gospodarce” Towarzystwa Ekonomistów Polskich

Gospodarka jest jednym z kluczowych tematów tej kampanii. W badaniu dla Instytutu Gallupa 52 proc. osób stwierdziło, że stan gospodarki jest bardzo ważną kwestią przy podejmowaniu decyzji o oddaniu głosu na danego kandydata. Ale choć bezrobocie w USA utrzymuje w ostatnich latach na poziomie sprzed pandemii (tuż przed nią, w lutym 2020 r. wynosiło 3,5 proc.) i tylko ostatnio wzrosło powyżej 4 proc., a inflacja spadła z 3,7 proc. we wrześniu 2023 r. do 2,4 proc. we wrześniu br., to aż 52 proc. respondentów odpowiedziało, że ich sytuacja finansowa jest gorsza niż cztery lata temu, a 46 proc. określiło obecny stan amerykańskiej gospodarki jako zły. Duży wpływ na ocenę sytuacji mają preferencje partyjne: wyborcy Demokratów zdecydowanie chętniej niż Republikanów deklarują polepszenie swojej sytuacji materialnej.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Ekonomia
Chcemy spajać projektantów i biznes oraz świat nauki i kultury
Ekonomia
Rynek kryptowalut ożywił się przed wyborami w Stanach Zjednoczonych
Ekonomia
Technologie napędzają firmy
Ekonomia
Od biznesu wymaga się odpowiedzialności
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Ekonomia
Polska prezydencja to szansa, by zostać usłyszanym