Materiał powstał we współpracy z Polską Agencją Rozwoju Przedsiębiorczości
Czym się zajmuje Real Research?
Jako firma na początku stworzyliśmy hydrożel do hodowli komórkowych. Jest to narzędzie badawcze przydatne w badaniach nad nowymi lekami. Kiedy jakaś firma czy naukowiec pracują nad nowym lekiem i prowadzą badania – my aktualnie skupiamy się na nowotworach, aczkolwiek możemy hodować też różne inne tkanki – wtedy na tych wczesnych etapach stosuje się modele badawcze in vitro, czyli w laboratorium. Celem jest w miarę szybkie i wiarygodne sprawdzenie, czy dany lek w ogóle może zadziałać. My, dzięki naszemu hydrożelowi, opracowujemy zaawansowane modele badawcze, hodowle trójwymiarowe. To jest podstawowa działalność firmy.
Dla rozwoju Real Research ważna jest możliwość finansowania z Funduszy Europejskich. W czym pomagają te środki?
Prowadzimy dużo własnych badań. W momencie, kiedy widzimy, że któryś projekt jest w jakiś sposób przełomowy, ma znacznie większe możliwości sukcesu niż inne, to wtedy nasze własne środki już nie wystarczają. Jest to etap rozwoju projektu, na którym inwestorzy zazwyczaj jeszcze nie chcą zaryzykować zaangażowania. To właśnie wtedy środki publiczne są niezwykle ważne. Z własnych, dość ograniczonych środków musimy najpierw wypracować pierwsze wyniki – które dla nas są ważne, bo wskazują, czy w ogóle warto w dany projekt inwestować. Jeśli tak, to następnym etapem często są właśnie środki publiczne. I jeśli projekt rozwija się we właściwym kierunku, to wtedy w kolejnym kroku zwracamy się do inwestorów.
A w czym pomocne jest dla was finansowanie ze „Ścieżki Smart”?
W „Ścieżce Smart” chcemy przygotować dla klientów, głównie dużych firm farmaceutycznych, gotowe modele do badań. Dzisiaj wygląda to w ten sposób, że jeśli naukowiec w jakiejś firmie potrzebuje przeprowadzić serię badań, to osobno kupuje wszystkie potrzebne elementy i składa je w całość. W wyniku naszych prac jesteśmy w stanie dostarczyć gotowe hodowle. Wystarczy włożyć je do cieplarki na 24 godziny i następnego dnia można zaczynać eksperyment.
Takie rozwiązanie ma kilka przewag. Po pierwsze, radykalnie obniża koszty, bo stworzenie takiego procesu w firmie (zwłaszcza dużej) może kosztować kilka milionów złotych. Po drugie, jeśli jest jeden dostawca takiego systemu, to wyniki są porównywalne nie tylko wewnątrz danej firmy, ale również w skali wszystkich klientów. To bardzo ważne, bo daje nam możliwość oceny, w które z tych leków warto inwestować.
W projekcie finansowanym ze „Ścieżki Smart” jesteśmy w stanie wytworzyć modele badawcze, które są w stanie przetrwać nawet parę dni w drodze do klienta. To był przełomowy moment. Gdyby zapytać o to osoby, które pracują w laboratorium z komórkami, to wszyscy powiedzą, że to byłoby niemożliwe albo przynajmniej bardzo trudne. U nas okazało się, że świetnie zadziałało. Wysłaliśmy nasze komórki do jednego z naszych partnerów w Kanadzie i dotarły tam w takim stanie, jakby w ogóle nie opuszczały naszego laboratorium. To był przełom, taki nasz „proof of concept”, po którym zauważyliśmy, że to naprawdę działa. To rozwiązanie będzie takim produktem, w którym będą badane nowotwory płuca i jajnika.
Mówimy o opracowaniu innowacyjnych, gotowych do użycia modeli opartych na hodowlach 3D do przedklinicznych badań nowych terapii celowanych i immunoterapii raka płuca i jajnika. Odpowiadacie w ten sposób na zapotrzebowanie rynku, na problemy, które nas dotykają?
Tak. Warto tutaj zwrócić uwagę na dwa problemy. Jednym z nich jest kwestia bardzo niskiej skuteczności tworzenia leków. 97,2 proc. leków, które wchodzą do pierwszej fazy klinicznej, upada. Do dalszych badań zostaje 2,8 proc. Drugim są leki immunoonkologiczne, które są ogromną nadzieją, ale brak jest tu narzędzi badawczych. Dlatego fakt, że możemy dostarczyć taki sam, powtarzalny produkt, który jednocześnie jest wysokiej jakości i daje możliwość zaawansowanych modeli trójwymiarowych, podnosi poziom wartości leku. Nie chodzi o to, żeby znaleźć jak najwięcej leków, ale żeby zamknąć program na jak najwcześniejszym etapie i inwestować w te, które mają szansę zadziałać. W tym jesteśmy w stanie pomóc dużym firmom. Wątek z immunoonkologią jest o tyle kluczowy, że jest to bardzo obiecująca, szeroka grupa leków. Nasz produkt ma taką przewagę, że jest bardzo łatwy w użyciu. Robimy więc dwie rzeczy za jednym razem: dostarczamy produkt, który może pomóc w tym pierwszym problemie, i automatycznie umożliwiamy rozwój leków immunoonkologicznych.
Od czego zaczęła się historia Real Research?
Nasza firma zaczęła się od projektu, w którym jako naukowcy potrzebowaliśmy hydrożelu do hodowli komórkowych. Potrzebowaliśmy go na tyle dużo, że nie było na rynku producenta, który był w stanie go dostarczyć. Zaczęliśmy go więc sami wytwarzać. Wtedy zauważyliśmy, że nie tylko możemy to zrobić dużo taniej, szybciej i powtarzalnie, ale też zaczęliśmy dostrzegać bardzo dużo dodatkowych zalet tego produktu. Zadaliśmy sobie pytanie, czy robimy z tego firmę, czy to będzie tylko publikacja. Zdecydowaliśmy się założyć firmę, bo zrobiliśmy test, który nam powiedział, że to jest naprawdę coś wyjątkowego. To nie kolejny hydrożel, tylko rozwiązanie, które daje cały wachlarz możliwości. Dla porównania, w latach 90. wszyscy myśleli, że mają fajne telefony. A dzisiaj wszyscy mamy smartfony i oprócz tego, że można przez nie rozmawiać, to służą też do mnóstwa innych rzeczy. I jednak wolimy te nowe smartfony. Zdaliśmy sobie sprawę, że podobnie jest z naszym produktem. Takie były początki firmy.
Jak duża jest firma i jak wygląda rynek, na którym chcecie działać?
Jesteśmy firmą dość małą, na pełnych etatach jest siedem–osiem osób. Natomiast jeśli chodzi o rynek, to nie dość, że jest ogromny, to jeszcze ma ogromny potencjał wzrostu. Pod tym względem jest fantastycznie. Naszym wyzwaniem jest szeroka implementacja produktu, jego odpowiednia walidacja – taka, która sprawi, że nasi klienci będą ufać temu produktowi. Teraz chcemy wyjść do klientów, mocno skupiamy się na business developmencie. Czeka nas jeszcze dużo pracy.
Jakie są dalsze etapy rozwoju tego projektu i jaki jest cel, do którego dążycie?
Projekt polega na tym, że na początku przygotowujemy same modele 3D, a później wchodzimy w ich walidację. Będzie ona wielopoziomowa. Właśnie zakończyliśmy pierwszy etap. Czyli w przypadku wybranych nowotworów, konkretnych linii komórkowych, wiemy, że u nas dobrze rozwijają się w 3D. Teraz wchodzimy w pierwsze etapy walidacji. Chcemy stwierdzić już nie tylko, że mają na przykład odpowiednie podziały komórkowe, ale że zachowują się tak, jak w organizmie człowieka. To będzie kolejny etap. Później będziemy walidować procesy związane z transportem, tak byśmy mogli dostarczyć klientowi produkt i wskazać, jakie oczekiwania spełnia i dlaczego warto z niego korzystać.
Element 3D jest kluczowy?
Tak, ponieważ hodowle 2D istnieją od 70 lat i uważam, że zrobiły dużo dobrego, ale ich możliwości się kończą. Wynika to z niskiego success rate – na poziomie niecałych 3 proc. pokazuje skalę problemu. Ogromną liczbę leków odrzuca się na bardzo wczesnych etapach ich tworzenia. A ja uważam, że w tej grupie jest dużo wartościowych leków, ale hodowle 2D ich nie wyłowią, bo one po prostu inaczej się zachowują.
Wspomniał pan, że trudno jest namówić inwestorów do wejścia na początkowym etapie projektu. Jak generalnie w Polsce wygląda potencjalne wsparcie ze strony inwestorów?
Jeśli chodzi o nasz rynek, to myślę, że ludzie lubią inwestować u siebie w sensie geograficznym. Tym trudniej jest o finansowanie przez nich projektu na wcześniejszym etapie, jest to bardziej ryzykowne. Dlatego pieniądze publiczne są kluczowe, ponieważ one znajdują się na pograniczu, w miejscu, gdzie projekt ma już ciekawy potencjał, ale jeszcze wymaga prawdziwego rozwoju. Na tym etapie bardzo ciężko jest pozyskać pieniądze czysto prywatne. My jesteśmy na rynku już jakiś czas. Mamy dobre relacje z inwestorami, jesteśmy w kontakcie z dużymi ich grupami. Pod tym względem jest zdecydowanie lepiej, co nie zmienia faktu, że sam projekt to tylko część rozmowy z inwestorami. Ważne jest też, jacy ludzie go prowadzą, jakie mają doświadczenie i plany rozwoju, jaki jest potencjalny rynek na opracowywany produkt.
Jakby Pan zachęcił inne firmy, naukowców, do sięgania po środki z Funduszy Europejskich, np. w ramach „Ścieżki Smart”, w celu rozwoju swojej działalności?
Z moich obserwacji wynika, że ludzi nie trzeba zachęcać, oni bardzo chcą działać. Mamy dookoła bardzo dużo firm i znajomych, którzy już aplikowali i część z nich otrzymała także wsparcie, albo bardzo chcą to zrobić. W tym sensie jest ogromna chęć u ludzi do sięgania po te fundusze. Jednocześnie każdy jest na trochę innym etapie. Są firmy, które już wielokrotnie to zrobiły, i dostają wsparcie na projekty, są firmy, które dopiero zaczynają. Jeśli o takich wiemy, to staramy się im pomagać. Na pewno mogę zachęcać do tego, że jeśli ktoś ma projekt, który jeszcze nie jest na etapie wyjścia do inwestorów, ale ma fajny potencjał, to w Polsce na dziś nie widzę innego sposobu na zdobycie finansowania na tym etapie niż aplikowanie o pieniądze publiczne.
—rozmawiał Paweł Czuryło
Materiał powstał we współpracy z Polską Agencją Rozwoju Przedsiębiorczości