Format wielkiej piątki Unii Europejskiej nie przetrwał zbyt długo. Gdy przed spotkaniem szefów dyplomacji Polski, Francji, Niemiec i Włoch 19 listopada w warszawskich Łazienkach Hiszpanie zorientowali się, że są jedynym dużym krajem, który nie będzie tu reprezentowany, rzutem na taśmę wymogli, aby do rozmów dołączył minister José Manuel Albares, choć zdalnie (był wówczas w Brazylii). W poniedziałek ten manewr już jednak nie został powtórzony: w Helenowie pod Warszawą spotkali się tylko ministrowie obrony Polski, Francji, Niemiec i Włoch oraz, już nienależącej do Unii, Wielkiej Brytanii. A połączył się z nimi za pomocą zdalnych łączy ich ukraiński kolega.
Czytaj więcej
Europa ma jakieś pięć lat, aby móc samodzielnie obronić się przed Rosją. W tym czasie musiałaby się nauczyć myśleć kategoriami jednego narodu.
Powód wydaje się jasny: Madryt przeznacza na obronę ledwie 1,25 proc. PKB. I nawet jeśli premier Pedro Sánchez obiecuje, że do końca dekady ten współczynnik urośnie do 2 proc., reszta Europy nie może tyle czekać: zagrożenie ze strony Rosji jest zbyt potężne.
Francuzi mogą pomóc Polsce w szkoleniu nowych kadr dla wojska
Szczególne nadzieje z Polską wiąże szef francuskiego MON Sébastien Lecornu.
Co prawda w trakcie wizyty w Warszawie w połowie grudnia Emmanuelowi Macronowi nie udało się przekonać Donalda Tuska do natychmiastowego poparcia idei wysłania misji pokojowej do Ukrainy („Le Monde” twierdzi, że nasz kraj byłby gotowy rozważyć udział w takiej operacji, jeśli polskie wojska zostałyby rozlokowane w dalekim Donbasie, a nie na zachodzie Ukrainy), jednak w Paryżu coraz większe wrażenie robią plany rozwoju i modernizacji Wojska Polskiego. Nad Sekwaną podkreśla się, że w ten sposób powstaje największa armia Europy.