— Z przykrością dziś potwierdzamy, że projekt włoskiego budżetu na 2019 roku poważnie odbiega od naszych rekomendacji — powiedział w środę Valdis Dombrovskis, wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej.
Negatywna ocena KE, przedstawiona w ramach dorocznego przeglądu planów budżetowych krajów strefy euro nie jest zaskoczeniem. Od początku wiadomo było, że Komisja nie przyjmie planu, który zamiast obniżać deficyt, co jest obowiązkiem w czasach koniunktury, proponuje jego zwiększenia z 1,8 proc. produktu krajowego brutto w tym roku do 2,4 proc. PKB w 2019 roku. A to wszystko przy rekordowym długu publicznym na poziomie 130 proc. PKB.
Tylko Grecja ma go więcej, ale ona kilka lat temu otarła się o bankructwo. W Rzymie rządzi populistyczny rząd lewicowego Ruchu 5 Gwiazd i prawicowej Ligi Północnej. I potrzebuje pieniędzy na zrealizowanie swoich obietnic wyborczych, m.in. na obniżkę podatków i na powszechny dochód gwarantowany. Komisja już miesiąc temu postawiła Włochom ultimatum, jednak rząd premiera Giuseppe Conte nic nie zmienił w swoich planach.
Bruksela wydała więc negatywną opinię i wkrótce wystąpi do unijnej Rady (ministrów finansów) o wszczęcie wobec Włoch procedury nadmiernego deficytu. Jednak nie z powodu poziomu deficytu, ale długu publicznego, który przekracza znacząco dopuszczalny w UE poziom 60 proc. PKB. — Dla deficytu musielibyśmy argumentować poziomem deficytu strukturalnego (oczyszczonego z wahań koniunktury — red.), a to jest dla opinii publicznej znacznie mniej zrozumiałe niż dług — mówi nam nieoficjalnie wysoki rangą unijny urzędnik.
Ponadto, jak zauważają eksperci, procedura oparta na nadmiernym długu publicznym zadziała szybciej i może doprowadzić do nałożenia kary sięgającej 0,5 proc. PKB rocznie, czyli ok. 8,7 mld euro. Pieniądze są wpłacane do unijnego budżetu i nigdy nie wrócą już do państwa członkowskiego.