W całym 2020 r. deficyt sektora general government wyniósł 6,9 proc. PKB – podał ostatnio GUS we wstępnej notyfikacji fiskalnej. „Rzeczpospolita" sprawdziła, jak z takim wynikiem plasujemy się na tle UE. Nie wszystkie kraje przedstawiły taką informację, ale wygląda na to, że nie jest tak źle, jak można byłoby się spodziewać.
Czytaj także: Rząd spowiada się Brukseli z budżetu. "Trzeba bić na alarm"
Okazuje się, że istotnie wyższy deficyt odnotowały choćby takie państwa jak Francja, Austria, Węgry czy Słowenia (w tych krajach deficyt przekroczył 8 proc. PKB). Mniejszy był w Niemczech (wedle wstępnych danych z lutego – 4,2 proc. PKB), Szwecji czy Czechach. Tym samym nie sprawdziły się czarne scenariusze formułowane jesienią, że rok 2020 r. Polska zakończy jako kraj o największej dziurze w kasie państwa wśród krajów UE. Także rekordowy wzrost naszego zadłużenia aż o 11,5 pkt proc. jest średnim wynikiem w Unii.

Na euforię za wcześnie
– Rzeczywiście, ostateczny wynik jest niższy od prognoz polskiego rządu czy Komisji Europejskiej, co może tylko cieszyć – komentuje Sławomir Dudek, główny ekonomista Fundacji FOR. – Jednak nie zmienia to faktu, że mieliśmy ogromny przyrost zadłużania, prawie 300 mld zł w ciągu jednego roku, ponieważ rząd prefinansował wydatki za 2021 r. Dlatego stan finansów publicznych trzeba oceniać w perspektywie dwuletniej, w latach 2020–2021. Możliwe, że o ile inne kraje będę już redukować deficyt w tym roku, o tyle w Polsce może być on nawet wyższy niż w 2020 r. – zaznacza Dudek.