Reforma podatkowa, nad którą pracuje rząd PiS, oprócz uproszczenia systemu ma spełniać wyborczą obietnicę podwyżki kwoty wolnej od podatku do 8 tys. zł z obecnych ok. 3,1 tys. zł. Gdyby taka podwyżka miała dotyczyć wszystkich podatników, kosztowałaby ok. 20 mld zł.
Problem w tym, że takich pieniędzy w budżecie państwa na razie nie ma i trudno znaleźć źródło tak ogromnych dochodów. Co prawda w ramach rządowej reformy bogatsi mają płacić więcej niż obecnie, ale nie da się od nich wyciągnąć dodatkowych 20 mld zł.
– Nie jest możliwe uzyskanie takich pieniędzy, nawet gdyby wzrosło obciążenie umów cywilnoprawnych, samozatrudnienia czy osób najbogatszych – przyznaje nieoficjalnie jeden z członków zespołu zajmującego się reformą. – W związku z tym konieczne staje się zastosowanie wariantu tzw. malejącej kwoty wolnej – dodaje.
Oznacza to, że wraz ze wzrostem swojego dochodu podatnik mógłby odliczyć sobie coraz mniejsze kwoty. Taki system działa np. w Wielkiej Brytanii. Kwota wolna maleje tam (aż do zera) o 1 funt na każde dodatkowe 2 funty dochodu powyżej 100 tys. funtów.
Wprowadzenie malejącej kwoty wolnej znacznie obniżyłoby koszty dla finansów publicznych. Z wyliczeń Centrum Analiz Ekonomicznych CenEA wynika, że wprowadzenie limitowanej kwoty wolnej spadające o 1 zł na każde 10 zł wzrostu dochodu (z poziomu 8 tys. zł) spowodowałoby koszty dla budżetu państwa rzędu 13 mld zł. Jeszcze szybsze obniżanie się kwoty wolnej (o 1 zł na każde 5 zł wyższego dochodu) ograniczyłoby koszty do 6,8 mld zł. Jak wynika z wyliczeń „Rzeczpospolitej", w pierwszym wariancie kwota wolna spadałaby do obecnego poziomu przy dochodach ok. 85 tys. zł rocznie, w tym drugim wariancie – mniej więcej przy płacy przeciętnej.