Widzieliśmy serial „Sto lat samotności”. Będzie dyskusja wśród fanów powieści

Pierwszych osiem odcinków „Stu lat samotności” według arcydzieła Márqueza już od 11 grudnia na Netfliksie. Jest co oglądać i o co się spierać.

Publikacja: 12.12.2024 04:31

Widzieliśmy serial „Sto lat samotności”. Będzie dyskusja wśród fanów powieści

"Sto lat samotności"

Foto: materiały prasowe

Zanim Kolumbia stała się znana z kokainy, Medelin i Escobara na początku był Gabriel Garcia Márquez i jego kultowa powieść „Sto lat samotności” z 1967 r.

Ten literacki hit sprzedał się w 50 mln egz., czyli tak dobrze jak „The Dark Side Of The Moon” Pink Floyd, podejmując wcześniej temat postępującej alienacji. Márquez zdefiniował południowo-amerykański nurt realizmu magicznego. Książkę uznaną za drugą po „Don Kichocie” najważniejszą powieść hiszpańskojęzyczną, a don kichotów w kolejnych pokoleniach bohaterów nie brakuje. Za wszystko to Márquez otrzymał literackiego Nobla.

Czytaj więcej

Jak zmieścić „Sto lat samotności” w 16 odcinkach serialu. Pokaże to Netflix

Márquez i „Sto lat samotności”

Inną powieść Kolumbijczyka, „Miłość w czasach zarazy”, zekranizowano już po śmierci pisarza i miał szczęście, bo nie był świadkiem klapy ekranizacji. Przed ewentualną porażką związaną z nieudanym przeniesieniem na duży ekran „Stu lat samotności” bronił się bohatersko jak jego bohater Aureliano przed zdradą rewolucji i pójściem na kompromis z rządem za cenę stanowiska. Márquez wiedział, co robi, bo sam borykał się ze stworzeniem „niemożliwej” filmowej adaptacji.

Nie zgadzał się na hollywoodzką, czyli anglojęzyczną i ograniczoną do dwóch-trzech godzin. Dopiero po jego śmierci pojawiły się platformy streamingowe o magicznym wpływie na rozwój nieanglojęzycznych kinematografii, jakich nie przewidywał nawet Melquiades, główny magik w powieści, który niejedno cudeńko podarował założycielowi rodu Buendia.

Tymczasem Netflix udowodnił, że potrafi z sukcesem wprowadzić na zglobalizowany rynek hiszpańskojęzyczną produkcję, stworzoną w Kolumbii. Pomogli w tym spadkobiercy pisarza, synowie Rodrigo i Gonzalo, lubiący wyprzedawać rodową biżuterię, o czym świadczy fakt, że zarobili wcześniej na powieści, jakiej ojciec nie cenił i nie chciał wydać – „Widzimy się w sierpniu”.

Nawet jeśli synowie sprzeniewierzyli się ojcu, to poszli tropem bohaterów „Stu lat samotności”, a przy okazji zainkasowali mnóstwo kolumbijskich banknotów z podobizną taty, który jest narodowym bohaterem. Teraz mogą się cieszyć nie tylko wpływami od Netflixa, ponieważ nie ma innej możliwości, by serial, dla którego postawiono wokół pięknego kasztanowca miasteczko Macondo złożone ze 130 budynków, otoczonych piękną roślinnością sprowadzaną z całej Kolumbii, nie wywołał renesansu zainteresowania dorobkiem Márqueza. Jeden z bohaterów nosi nawet to nazwisko, co można uznać za productplacement.

Márquez i ekranizacja „Stu lat samotności"

Synowie mają jeszcze inne alibi: nawet jeśli komuś w Kolumbii nie spodoba się ekranizacja – niepocieszeni są na pewno mieszkańcy rodzinnej miejscowości pisarza Aracataca, gdzie nasłuchał się historii przetworzonych w powieści – przy produkcji filmu pracowały setki Kolumbijczyków i Latynosów. Można spodziewać się rozwoju marquezoturystyki oraz kolumbijskiej gadżetomanii, ponieważ scenografka Bárbara Enríquez, pracująca wcześniej przy oscarowej „Romie”, zadbała o oryginalne meble i rekwizyty. Kolumbijscy są aktorzy, których nie wymieniam, ponieważ tytułowe sto lat wymagało kilku odtwórców jednej postaci w różnym wieku. Kolumbijką jest reżyserka Laura Mora. Tylko jej zmiennik Alex García López („Wiedźmin”) pochodzi z Argentyny, co chyba nawet kolumbijscy widzowie mu wybaczą, bo wykonał kawał dobrej roboty.

Powstał serial, który wizualizuje mit stworzony przez Márqueza o kolumbijskiej Ziemi Obiecanej, zmieniającej się pod wpływem ludzkich namiętności i sprzeczności w piekło na ziemi, spowodowane konfliktami i wojnami, wyrastającymi z rodzinnych i społecznych napięć. W osobach założycieli rodu Buendía – José Arcadio i Úrsuli Iguarán – można zobaczyć mutację biblijnego Adama i Ewy. Będąc kuzynami, łamią rodzinny zakaz, by nie brać ślubu pod groźbą grzechu i choroby potomstwa. Ona jest zakuta w pas cnoty, broni się przed seksem jak lwica. Do czasu, gdy on przysięga kochać każde ich dziecko, co jest wkładem do rozmów o antykoncepcji i podejściu do chorób genetycznych.

Gdy mój ojciec jeszcze żył, mawiał, że jeśli filmowa adaptacja „Stu lat samotności” trwałaby co najmniej kilka godzin i nakręcono by ją w języku hiszpańskim, w Kolumbii, wtedy wziąłby taką opcję pod uwagę. Po latach te słowa pomogły mojej matce, mojemu bratu Gonzalo i mnie podjąć decyzję o sprzedaży praw do ekranizacji.

Rodrigo Marquez, syn pisarza

W José Arcadio możemy też zobaczyć Kaina, zabijającego swojego konkurenta we wsi. Ale i Mojżesza, który wyprowadził swoje pokolenie z niewoli… rodziców. Marzył o założeniu nowej osady nad morzem, jednak Márquez, w przeciwieństwie do Boga sprzyjającego Izraelitom, pokazuje że najtrudniejsze w Kolumbii jest przejście przez górskie masywy i bagna. A marzenia spełniają się w zaskakującej formie, bo życia nie da się zaplanować.

José Arcadio jest więc jak listek na wietrze, co bywa nawet piękne. Nawet gdy założyciel rodu Buendia na starość przywiązany jest do wielkiego kasztanowca i odchodzi z tego świata – na Macondo spada deszcz kwiatów.

Tylko czy można powiedzieć, że ktoś umiera? Na tym polega realizm magiczny, że z żywymi obcują duchy; że syn José Arcadio przewiduje coś, czego nie spodziewają się inni. Ksiądz lewituje po wypiciu czekolady, a kołyska z dzieckiem unosi się ponad podłogą. Gdy jeden z synów ginie – całe miasto przecina strużka krwi.

„Sto lat samotności" i magia

Magię filmu buduje, oczywiście, wspomniany Malquiades, król Cyganów (tak jest w filmie), na czele cyrkowców, którzy zwożą do Mocando magnesy do poszukiwania złota i alchemiczne przepisy, a także zajawioną w pierwszym zdaniu powieści bryłę lodu wyglądającą jak diament.

A jeśli już o sprzecznościach mowa, to ekranizatorzy wypełnili nimi cały film. Małżonkowie, którzy kochali się na zabój, z czasem oddalają się od siebie, by powrócić po życiowej odmianie. Choć rodzice zakazywali im ślubu, wcale nie są od nich mądrzejsi i popełniają ten sam błąd wobec dzieci. Tylko powód mają inny. Dzieci zaś boją się mieć dzieci, porzucają je. Z tego zaś powstaje rodzina patchworkowa, w której potajemnie adoptowani wnoszą swój koloryt i nieoczekiwanie wywołują zazdrość oraz rywalizację dzieci biologicznych.

Czytaj więcej

"To dla Pani ta cisza" Mario Vargasa Llosy. "Myślę, że powieść jest już skończona"

Macondo, jak na mityczne miasto przystało, ma swój złoty wiek, gdy nikt nie umiera, a wszyscy żyją zgodnie. Do czasu, gdy – to kolejny paradoks – nie umrze ktoś uważany za osobę nieśmiertelną. Wtedy spirala konfliktów rozkręca się na dobre. W samorządnym i laickim mieście pojawia się państwowy zarządca, religia, ksiądz. Liberałowie biorą się za bary z konserwatystami, a konflikt przebiega ponad rodzinnymi i politycznymi sympatiami, bo serce nie sługa. Syn liberała kocha się w córce konserwatysty. Konserwatysta może być wyrozumiały dla ludzi o innych sympatiach, gdy liberał może stać się zamordystycznym rewolucjonistą, którego wyprze się rodzona matka.

Bo „Sto lat samotności” to życie i świat w pigułce. Opowieść niezwykle uniwersalna, choć umieszczona w Kolumbii, przez co barwnie i kusząco pokazana. Obfitująca w wiele scen erotycznych, ale też samookaleczeń i śmierci. Jak mówi Úrsula: urodziliśmy się po to, by umrzeć. Zaś wcześniej pięknie żyć.

Zanim Kolumbia stała się znana z kokainy, Medelin i Escobara na początku był Gabriel Garcia Márquez i jego kultowa powieść „Sto lat samotności” z 1967 r.

Ten literacki hit sprzedał się w 50 mln egz., czyli tak dobrze jak „The Dark Side Of The Moon” Pink Floyd, podejmując wcześniej temat postępującej alienacji. Márquez zdefiniował południowo-amerykański nurt realizmu magicznego. Książkę uznaną za drugą po „Don Kichocie” najważniejszą powieść hiszpańskojęzyczną, a don kichotów w kolejnych pokoleniach bohaterów nie brakuje. Za wszystko to Márquez otrzymał literackiego Nobla.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Platformy streamingowe
„Matki pingwinów”, czyli fajterki macierzyństwa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Platformy streamingowe
Netflix przygotowuje drugi sezon serialu „1670”. Byliśmy na planie. Co już wiemy?
Platformy streamingowe
„Gąska”. Co wiadomo o pierwszym polskim serialu dla platformy Prime Video?
Platformy streamingowe
„Pingwin" w Max i kreacja Colina Farrella
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Platformy streamingowe
Jak zmieścić „Sto lat samotności” w 16 odcinkach serialu. Pokaże to Netflix