Od piątku nie milkną komentarze na temat zasygnalizowanych przez resort rozwoju nowych inicjatyw mieszkaniowych. Zdaniem ekspertów ankietowanych przez „Rzeczpospolitą” trudno precyzyjnie oceniać skutki, bo nadal mamy dużo ogólników i mało szczegółów – a właśnie w nich tkwi sedno. Przewrotnie, w krótkim terminie ministerialne zapowiedzi mogą dołożyć się do spadku popytu na kredyty i mieszkania, bo ludzie będą czekać na szczegóły. Według założeń dla części uczestników program może być bowiem atrakcyjny.
Przed weekendem ministerstwo podało, że planuje wprowadzić preferencyjny kredyt dla osób do 45. roku życia na zakup pierwszego lokum. Przez 10 lat pożyczkobiorca ma płacić 2 proc. rocznie, a resztę podmiotowi udzielającemu kredytu dopłaci państwo. Druga inicjatywa to specjalne konto, na które będzie można regularnie odkładać pieniądze na zakup mieszkania: jeśli faktycznie pieniądze zostaną użyte w takim celu, państwo dopłaci premię.
Eksperci generalnie pozytywnie oceniają speckonto jako promowanie długoterminowego oszczędzania. Gorzej ze speckredytem. Eksperci wskazują, że podstawową kwestią jest, jak będzie liczona zdolność kredytowa i kto będzie mógł z preferencyjnego kredytu skorzystać. Na razie wygląda to tak, że z programu będą mogły skorzystać osoby, które mają wysokie dochody rozporządzalne i nie mają dziś problemu ze zdolnością kredytową. Co więcej, założenia stwarzają pole do różnych nadużyć.
Ekspert portalu RynekPierwotny.pl Jarosław Jędrzyński wskazuje, że przyglądając się założeniom, można wnioskować, że pieniądze z programu popłyną głównie na rynek wtórny, jak to było w przypadku „Rodziny na swoim”. – Tym samym raczej nie należy oczekiwać, by program był dla deweloperów decydującym wsparciem w czasach kryzysu. Przewidywany potencjał popytowy programu to od kilku do góra kilkunastu tysięcy lokali deweloperskich rocznie. Tylko w jakim stopniu złagodzi to skutki dekoniunktury? – komentuje Jędrzyński.