Kłopoty ma także PGG, która w połowie roku musiała zatrzymać na trzy tygodnie aż dziesięć kopalń, z uwagi na dużą liczbę zakażeń koronawirusem wśród pracowników. Jej sytuacja finansowa była jednak fatalna jeszcze przed pandemią – z powodu ciepłej zimy, rosnącej produkcji energii ze źródeł odnawialnych i rekordowego importu prądu popyt na polski węgiel drastycznie spadł. Pandemia była tylko kolejnym czynnikiem, który wpłynął na przykręcenie mocy w elektrowniach węglowych. W efekcie na koniec lipca przy kopalniach zalegało już 7,9 mln ton niesprzedanego surowca. Tak duże zapasy mieliśmy ostatnio w kraju podczas kryzysu węglowego w 2015 r.
– Pieniądze z PFR to dziś jedyna opcja legalnego wsparcia węglowych firm z publicznych pieniędzy. PGG nie może już liczyć na dofinansowanie ze strony spółek energetycznych, bo w obecnej sytuacji mogłoby to zostać odczytane jako działanie na szkodę tych firm. JSW ma jeszcze odłożone pieniądze w funduszu na trudne czasy. W gorszej sytuacji jest PGG, która nie ma żadnych oszczędności i dla niej pieniądze z PFR mogą okazać się ostatnią deską ratunku – komentuje Michał Sztabler, analityk Noble Securities. Ostrożność PFR przy weryfikacji wniosków wcale go nie dziwi. – Oczywiste jest, że PFR nie chce lekką ręką wydawać pieniędzy. To może być pewna forma nacisku na związki zawodowe, by zgodziły się na konieczne reformy, w tym na zamknięcie nierentownych kopalń – kwituje.
Trwają negocjacje
Aktualnie trwają rozmowy między przedstawicielami rządu a górniczymi związkami zawodowymi w sprawie strategii dla górnictwa i planu ratunkowego dla PGG. Dokument ma powstać do końca września. Wicepremier i minister aktywów państwowych Jacek Sasin przyznaje, że sytuacja w górnictwie wymaga podjęcia pilnych działań, szczególnie w przypadku PGG. – Jesteśmy zdeterminowani, by tę sytuację ustabilizować i wyprowadzić na prostą. Musi to jednak nastąpić przy akceptacji związków zawodowych, ale także z uwzględnieniem sytuacji w sektorze energetycznym, która również nie jest prosta – podkreślił Sasin po piątkowych rozmowach. Kolejna tura negocjacji ma się odbyć 10 września.
Rozmowy są bardzo trudne. PGG, aby odzyskać rentowność, musi dopasować produkcję do spadających zamówień na węgiel. A to wymaga zamknięcia do końca tego roku co najmniej dwóch kopalń. Na tak szybką likwidację zakładów wydobywczych nie zgadzają się związki zawodowe, które winą za problemy górniczych firm obarczają koncerny energetyczne. Twierdzą, że energetyka nie odbiera od PGG takich ilości węgla, jakie ma zapisane w umowach. – Umowach, które obowiązują obie strony i które powinny być zrealizowane, tymczasem energetyka nie chce odbierać tego węgla, ani nie chce za niego zapłacić. W ten oto sposób PGG ma problemy finansowe. Już wkrótce może zabraknąć pieniędzy na wypłaty dla pracowników, a PGG stanie przed widmem bankructwa – alarmują związkowcy z Sierpnia '80 w piśmie do pracowników firm górniczych.
Kolejka chętnych
Chętnych do sięgnięcia po rządowe wsparcie jest znacznie więcej. – W ramach tarczy finansowej PFR dla dużych firm trwa analiza złożonych wniosków, których na dzisiaj jest 260 – informuje Michał Witkowski, dyrektor Departamentu Komunikacji Korporacyjnej PFR. Pula przewidziana na ten cel sięga 25 mld zł. Zwrot części środków może zostać umorzony. Władze JSW informowały ostatnio, że chcą rozmawiać z PFR o takiej możliwości. Na razie jednak czekają na pozytywne rozpatrzenie ich wniosku. – Pozyskanie tych pieniędzy to dla nas sprawa najważniejsza. Spadek produkcji związany z pandemią zabolał nas bardzo mocno, potrzebujemy wsparcia – kwitował Artur Dyczko, zastępca prezesa JSW, na ostatniej konferencji prasowej.