W opublikowanych w czwartek skonsolidowanych wynikach PKN Orlen podał, że w ubiegłym roku miał 1,6 mld zł straty operacyjnej, choć wcześniej zapowiadał 758 mln zł. Wynik netto okazał się też znacznie gorszy od podawanego w raporcie za IV kwartał 2008 r. Strata wyniosła 2,5 mld zł (wcześniej podawano ok. 0,66 mld zł straty). A to w praktyce oznacza, że przez najbliższe kilka lat PKN nie będzie wypłacał dywidendy, lecz cały zysk przeznaczał na pokrycie ubiegłorocznej straty.
Zarząd w oficjalnym stanowisku wskazał jako jedną z przyczyn straty konieczność przeszacowania wartości rafinerii w Możejkach na Litwie, którą koncern kupił pod koniec 2006 r. Według władz koncernu „kupując litewskie aktywa, przyjął na siebie ogromne obciążenia finansowe, które zablokowały inne możliwości inwestycyjne oraz kierunki strategicznego rozwoju spółki. Te obciążenia wpłynęły również na obniżenie ratingu Orlenu”.
Prezes Jacek Krawiec uważa, że „liczono na dodatkowe zyski wynikające z synergii oraz poprawy efektywności, których realizacja była uzależniona od wielu często zewnętrznych i niezależnych od koncernu czynników. I niewystarczająco uwzględniono ryzyko wynikające z potencjalnego odcięcia dostaw przez rurociąg”.
Analitycy uspokajają, że choć wysokość raportowanej przez Orlen straty jest niespodzianką, to jednak same odpisy nie są zaskoczeniem. Kamil Kliszcz, analityk DI BRE Banku, przyznaje, że skala odpisów jest ogromna, ale nie będą miały wpływu ani na kolejne kwartały, ani na decyzje inwestorów.
– Fakt, że transakcji zakupu rafinerii litewskiej dokonano po wysokiej cenie, rynek już zaakceptował – wyjaśnia analityk. – Teraz okazało się, że trudno obronić tę wartość aktywów rafinerii, jakie oszacowano trzy lata temu.