Ponad 160 mld zł. Na taką kwotę zakontraktowaliśmy nowy sprzęt dla Wojska Polskiego w kończącym się właśnie 2024 r. Choć te umowy są już podpisane, to duża część tych środków kontrahentom będzie dopiero płacona – te zobowiązania są rozłożone na kolejne lata. Jednak biorąc pod uwagę, że w sumie zakontraktowane w ostatnich latach nowe uzbrojenie przekroczyło już wartość 500 mld zł, nasze wzmożenie w zakupie sprzętu dla Wojska Polskiego powoli dobiega końca. Po prostu teraz będziemy więcej przeznaczali na utrzymywanie sprzętu, który już jest w służbie, i realizację podpisanych wcześniej kontraktów.
Borsuki nadjeżdżają
Mimo że umów na nowy sprzęt będzie mniej, to nie znaczy, że nie będzie ich wcale. Najpewniej już w pierwszych miesiącach nadchodzącego roku podpisany zostanie kontrakt na bojowe wozy piechoty Borsuk. Choć umowa ramowa na prawie 1,4 tys. takich wozów w różnych wersjach została zawarta już na początku 2023 r., to do tej pory nie doczekaliśmy się żadnej umowy wykonawczej, czyli właściwego kontraktu. To powinno się zmienić wkrótce. Negocjacje są na ostatniej prostej i dotyczą m.in. ceny, ale zmienia się także liczba egzemplarzy i czasy dostaw – ostatnia wersja mówi o ok. 150 egzemplarzach, ale nie wiadomo, na czym się skończy. Biorąc pod uwagę, że jeden egzemplarz ma kosztować ok. 50 mln zł, będzie to umowa o wartości prawie 10 mld zł. Z tym, że to ma być pierwsza z kilku – docelowo sumarycznie kontrakty na borsuki to będzie największe zamówienie, jakie trafi do polskiego przemysłu zbrojeniowego, a jego wartość wyniesie kilkadziesiąt mld zł. Skorzystają na tym głównie Huta Stalowa Wola, która wchodzi w skład Polskiej Grupy Zbrojeniowej, i Grupa WB, która ma duży udział przy produkcji wieży ZSSW-30 osadzanej na borsukach.
Czytaj więcej
Za 96 armatohaubic oraz ponad 300 pojazdów towarzyszących artylerii resort obrony zapłaci ok. 17 mld zł. W poniedziałek podpisano umowę na największe zamówienie, które prawie w całości trafi do polskiej zbrojeniówki.
Niejasna przyszłość czołgów K2
Znacznie więcej niepewności jest przy negocjacjach dotyczących pozyskania kolejnych 180 koreańskich czołgów K2. Trudność leży m.in. w tym, że ok. 60 z tych czołgów ma być zmontowanych w Polsce. By to się wydarzyło, trzeba zbudować odpowiednie zdolności, a te koszty są liczone w setkach milionów czy wręcz miliardach złotych. Nie wiadomo, kto ma za to zapłacić – Ministerstwo Obrony Narodowej chce kupować sprzęt, a nie finansować budowę zdolności przemysłu, a Ministerstwo Aktywów Państwowych tym projektem jest niezainteresowane do tego stopnia, że ostatnio jeden z wiceministrów nie znalazł czasu na spotkanie się z delegacją koreańską na wysokim szczeblu. Dodatkowym problemem jest także to, że negocjacje przemysłowe między PGZ a Hyundai Rotem idą bardzo opornie, a w nieoficjalnych rozmowach jedni zwalają winę na drugich.
Jeśli szybko nie dojdzie do porozumienia, możliwy jest scenariusz, w którym resort obrony podpisze po prostu umowę bezpośrednio z Hyundai Rotem, a nie z konsorcjum HR-PGZ. Nie wiadomo, jak wówczas wyglądałaby częściowa polonizacja tych czołgów i czy w ogóle by do niej doszło. Możliwy, choć najmniej prawdopodobny, jest także scenariusz, że w ogóle nie dojdzie do zakupu kolejnych czołgów K2. Jaka może być wartość tej umowy? W 2022 r. za 180 czołgów K2 zapłaciliśmy ponad 13 mld zł. Z racji polonizacji, czyli przeniesienia części produkcji do Polski, teraz ta kwota byłaby zapewne dużo większa.