Co dalej z polskimi łupkami?

Kolejne zagraniczne koncerny poszukujące w Polsce gazu łupkowego tracą cierpliwość

Publikacja: 16.05.2013 17:40

Bartosz Wiśniewski

Bartosz Wiśniewski

Foto: PISM

Red

Latem ubiegłego roku z działalności w Polsce zrezygnował amerykański potentat branży paliwowej, ExxonMobil, tłumacząc ten krok niezadowalającymi wynikami pierwszych próbnych odwiertów. W zeszłym tygodniu decyzję o zaprzestaniu poszukiwań w Polsce ogłosiła najpierw kanadyjska spółka Talisman Energy, a następnie – w odstępie kilkudziesięciu godzin – amerykańska Marathon Oil.

W rutynowych komunikatach prasowych oba koncerny przekonywały, że ich decyzje zapadły po starannym namyśle. W przypadku Talismana rzeczywiście nie mogło być mowy o zaskoczeniu. W ubiegłym roku we władzach koncernu nastąpiła zmiana warty. Nowe szefostwo rozpoczęło przegląd międzynarodowych aktywów spółki, od początku sygnalizując, że priorytetem będzie działalność w Ameryce Północnej i przygotowanie do wejścia na rynek chiński.

Już w grudniu Talisman zrezygnował z członkostwa w Organizacji Polskiego Przemysłu Poszukiwawczo-Wydobywczego, zrzeszającej najważniejszych graczy polskiej branży łupkowej, w tym również Marathon. Trzy koncesje poszukiwawcze, którymi dysponowali Kanadyjczycy, przejmie irlandzka spółka San Leon Energy. Obie firmy już współpracowały przy poszukiwaniach w Polsce. Co ciekawe, ogłaszając swoją decyzję przedstawiciele Talismana oświadczyli, że koncern kończy działalność, chociaż wyniki przeprowadzonych badań i odwiertów oceniono jako... bardzo obiecujące.

Inaczej Marathon Oil, który poinformował, że nie natrafił w Polsce na złoża opłacalne w eksploatacji. Jednak jeszcze kilka miesięcy temu, kiedy ogłaszano plany i budżet na 2013 rok, o rezygnacji z poszukiwań w Polsce nie było mowy. Dziś koncern daje sobie rok na znalezienie chętnych na jedenaście koncesji, w których posiadał większość udziałów, i całkowite wygaszenie aktywności w Polsce. Działa więc bez specjalnego pośpiechu, ale i bez z góry ustalonej "strategii wyjścia".

Z dwóch niezależnych od siebie decyzji wyłania się w rezultacie dość niejednoznaczny obraz, pytania się mnożą. Jest gaz, czy go nie ma? Jeśli tak, to ile, i czy potrafimy go bezpiecznie i opłacalnie wydobywać? Wycofywanie się z poszukiwań takich graczy jak Marathon i Talisman oddala nas od rozstrzygnięcia tych wątpliwości, ale jedno staje się coraz bardziej jasne: polskie łupki przestają rozpalać wyobraźnię tych, którzy mieli stanowić awangardę tutejszej "łupkowej rewolucji".

Dlaczego? Standardowa odpowiedź brzmi: polskie złoża są bardziej wymagające, technologia sprawdzona w Ameryce Północnej okazuje się nieadekwatna. Trzeba wiercić głębiej i inaczej dobierać parametry odwiertów. To zaś oznacza dodatkowe koszty i wymaga więcej czasu.

Jeśliby jednak wziąć te tłumaczenia za dobrą monetę, to byłoby to równoznaczne z zakwestionowaniem bodaj najważniejszych cech branży łupkowej, tych, które przesądziły o jej niebywałym sukcesie w USA i w Kanadzie: innowacyjności i zdolności do adaptacji oraz umiejętności do cięcia kosztów. Nieprzypadkowo północnoamerykańska "rewolucja łupkowa" potrafiła święcić tryumfy nawet w obliczu znacznego spadku cen gazu ziemnego i ogólnego spowolnienia gospodarczego. Ba, branża łupkowa w USA nabrała rozpędu dopiero po latach prób i błędów z technologią, jej pionierzy nie bali się ryzyka. Dlaczego więc z takim samym spokojem nie podchodzą do poszukiwań w Polsce?

Rysują się dwie, niewykluczające się odpowiedzi. Po pierwsze, są atrakcyjniejsze i „łatwiejsze" rynki, w tym zwłaszcza północnoamerykański, z lepiej rozwiniętą infrastrukturą, perspektywami dalszego wzrostu znaczenia gazu ziemnego w przemyśle, elektroenergetyce czy transporcie, i coraz pełniejszą wiedzą o zasobności złóż. Najdalej za trzy lata ruszy eksport gazu skroplonego z USA, a Międzynarodowa Agencja Energii przewiduje, że do końca dekady Amerykanie prześcigną Arabię Saudyjską pod względem wydobycia ropy naftowej. Innymi słowy, jeśli inwestować, to w Dakocie Północnej, Ohio, czy Kolumbii Brytyjskiej, a nie na Lubelszczyźnie i Pomorzu.

Ale jest i drugi, bodaj bardziej istotny powód. To obawy o kierunek, w którym zmierzają zmiany polskich przepisów regulujących poszukiwania i wydobycie węglowodorów, przedstawione na początku tego roku przez Ministerstwo Środowiska. O ich powadze może świadczyć zwłaszcza szybka decyzja Marathona. Przedstawicieli koncernów amerykańskich i kanadyjskich miała dosłownie zmrozić informacja, że tamtejsze regulacje nie oferują rozwiązań, które mogłyby znaleźć zastosowanie w Polsce. Zamiast tego wzorem ma być model norweski, który jednak powstał na potrzeby zagospodarowania złóż konwencjonalnych, o innej specyfice niż te łupkowe. Wątpliwości budzi również planowana znaczna rola państwa w eksploatacji złóż. Korzystając z szyldu OPPPW koncerny zgłosiły łącznie ponad osiemdziesiąt uwag do projektu zmian w prawie, niektóre z nich świadczące o znacznych rozbieżnościach.

Oczywiście, dobrym prawem branży jest bronić własne interesy i recenzować rządowe propozycje, bo trudno byłoby oczekiwać, że odpowiadałyby one idealnie preferencjom firm. Przedstawiciele koncernów skarżyli się jednak, że ich głos jest przysłowiowym wołaniem na puszczy, a pomysły są z miejsca utrącane. Rezygnacja Marathona i Talismana ma być sygnałem, że pokłady dobrej woli i gotowości do dialogu ze strony zagranicznych inwestorów coraz bardziej się wyczerpują.

Co to oznacza dla perspektyw gazu łupkowego w Polsce? Główny ciężar i ryzyko poszukiwań, głównie finansowe, spadnie na polskie spółki. Zagraniczne koncerny, które nadal są aktywne w Polsce, już dziś tego ryzyka nie podejmują i nie forsują tempa poszukiwań, czekając na efekt prac nad nowymi przepisami. Jeśli uznają je za zbyt restrykcyjne, nie można wykluczyć kolejnych rezygnacji i dalszego podkopania wiary w polskie łupki.

Z drugiej strony widać jednak, że punkt ciężkości zewnętrznego zaangażowania przesuwa się z właścicieli koncesji, takich jak Marathon, na firmy serwisowe, dysponujące ludźmi i sprzętem. I tak San Leon Energy, który po przejęciu koncesji Talismana stanie się największym zagranicznym operatorem, zakontraktował niedawno do poszukiwań specjalistów z firm Halliburton i United Oil Services, którzy zjedli zęby na wierceniach w Ameryce Północnej. To niekoniecznie zła wiadomość, ale dopiero czas pokaże, czy wyłaniający się właśnie model biznesowy dla polskich łupków będzie konkurencyjny. Marathon i Talisman miały co do tego duże wątpliwości. To naturalne, że Amerykanie i Kanadyjczycy nie zechcą zaryzykować dla polskich łupków więcej, niż będą mogli zyskać. My jednak powinniśmy wiedzieć ile jest do stracenia.

Bartosz Wiśniewski – analityk w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych

Latem ubiegłego roku z działalności w Polsce zrezygnował amerykański potentat branży paliwowej, ExxonMobil, tłumacząc ten krok niezadowalającymi wynikami pierwszych próbnych odwiertów. W zeszłym tygodniu decyzję o zaprzestaniu poszukiwań w Polsce ogłosiła najpierw kanadyjska spółka Talisman Energy, a następnie – w odstępie kilkudziesięciu godzin – amerykańska Marathon Oil.

W rutynowych komunikatach prasowych oba koncerny przekonywały, że ich decyzje zapadły po starannym namyśle. W przypadku Talismana rzeczywiście nie mogło być mowy o zaskoczeniu. W ubiegłym roku we władzach koncernu nastąpiła zmiana warty. Nowe szefostwo rozpoczęło przegląd międzynarodowych aktywów spółki, od początku sygnalizując, że priorytetem będzie działalność w Ameryce Północnej i przygotowanie do wejścia na rynek chiński.

Pozostało 87% artykułu
Biznes
Pekin zakazał swoim koncernom motoryzacyjnym budowy fabryk w Rosji
Biznes
Infrastruktura KGHM jest zabezpieczona. Wiceprezes: wszystkie zakłady pracują bez zakłóceń
Biznes
MON podpisuje offset za miliard złotych. Chodzi o śmigłowce Apache
Biznes
Lada chwila rząd podpisze megakontrakt o wartości 40 miliardów złotych
Biznes
Polska zbrojeniówka rośnie jak na drożdżach. Zaniżona pozycja PGZ w rankingu