Mimo to do Afryki trafi niewielka w porównaniu choćby z zamówioną przez Unię Europejską (Wielkiej Brytanii i USA nie doliczając) liczba szczepionek. WHO w ramach programu COVAX zawarła dotąd umowy na zakup 1,3 mld dawek szczepionek dla 92 krajów (dla porównania UE zamówiła 2,3 mld takich szczepionek), ale już teraz wiadomo, że choć pierwsze dostawy miały być dostępne w lutym, to korporacje farmaceutyczne zajęte produkcją szczepionek dla krajów najbogatszych nie dostarczą zamówienia na czas. – Przed nami teraz prawdziwe zagrożenie, polegające na tym, że nawet gdy szczepionka daje nadzieję niektórym, staje się kolejną cegłą w murze nierówności dzielącym na Ziemi tych, którzy mają wszystko, i tych, którzy nie mają nic. To niesprawiedliwe, że młodzi, zdrowi mieszkańcy bogatych krajów zaszczepią się szybciej niż służba zdrowia i starsi w krajach biednych – mówił Tedros Adhanom Ghebreyesus.
Powód tych opóźnień jest oczywisty. Pieniądze. Ci, którzy mają ich więcej, którzy dysponują większymi możliwościami nacisku politycznego czy finansowego – będą mieli szczepionki w miarę szybko, a ci, którzy z jakichkolwiek powodów są stroną słabszą, biedniejszą, będą nadal umierać masowo na Covid-19. O tym, jak łatwo wpaść w te sidła, przekonała się zresztą sama Unia Europejska, która – jako że ma mniejsze możliwości bezpośredniego nacisku na korporację AstraZeneca niż choćby Wielka Brytania czy USA – właśnie dowiedziała się, że zamówionej liczby szczepionek w terminie nie dostanie. „Nie mamy pana płaszcza i co nam pan zrobi" – oznajmił liderom unijnym, jak w filmie Barei, prezes koncernu. I choć Unia przelała wcześniej na konto firm farmaceutycznych setki milionów euro na prace nad szczepionkami, wiele wskazuje na to, że wcale nie będzie jej łatwo zmusić firmy do wypełnienia podjętych zobowiązań. To koncerny są bowiem w tej sprawie stroną silniejszą, bo w sytuacji „pandemii lęku" to one mają w rękach klucz do jej rozwiązania. Mogą więc dyktować warunki nawet tym, którzy wcześniej przekazali im ogromne środki.
Solidarność w praktyce
Przypadek Unii Europejskiej jest zresztą doskonałym przykładem tego, jak silniejszym nie opłaca się negocjowanie w imieniu słabszych i wraz z nimi. Gdyby zamówienia u AstraZeneca złożyły same Niemcy, i to one negocjowałyby umowy, jest wysoce prawdopodobne, że odsetek zaszczepionych w tym kraju byłby podobnie wysoki do tego w Wielkiej Brytanii (która także – po brexicie – negocjowała samodzielnie). Jako że Unia zdecydowała się jednak na wspólne zamówienie, co jest formą solidarności z krajami biedniejszymi i słabszymi, kraje najbogatsze i najbardziej wpływowe także zapłaciły swoją cenę – w zachorowaniach i zgonach – za solidarność. Nie ma wątpliwości, że wobec coraz silniejszych narodowych emocji, a także kryzysu, w Niemczech i w innych potężnych krajach UE opinia publiczna będzie stawiać ten zarzut swoim politykom. Jest to tym bardziej prawdopodobne, że premier Boris Johnson coraz mocniej gra w brytyjskiej polityce kartą szczepień i niedołężności Unii w tej sprawie. To będzie wzmacniać gospodarczy nacjonalizm (lub gospodarczy patriotyzm – w zależności od poglądów politycznych będziemy to zjawisko nazywać tak lub inaczej).
Unia Europejska już zresztą zareagowała w ten sposób na działania globalnych korporacji farmaceutycznych i ich uniki. Zdecydowała, że transporty szczepionek do innych krajów będą wychodzić ze znajdujących się na terenie Wspólnoty zakładów tylko w sytuacji, gdy zrealizowane zostaną zamówienia unijne. Wolny rynek, a także solidarność z innymi krajami są ważne, ale nie na tyle, by zrezygnować z własnych interesów. Trudno się temu dziwić, bo najbliższe wybory europejskie będą odbywać się w konkretnych krajach na Starym Kontynencie, a nie w Afryce, Azji czy Ameryce. Polityk z zasady będzie więc zainteresowany najpierw zaspokojeniem potrzeb własnego kraju, a dopiero później będzie godził się na pomoc innym. Nic w tym zaskakującego ani nawet niemoralnego. Ordo caritatis, porządek miłości, świadomość stopniowalności obowiązków moralnych są głęboko zakorzenione w etyce, o polityce nie wspominając. Koronawirus tylko to szczególnie mocno pokazuje i falsyfikuje opowieści o zmierzchu państwa narodowego. Ono się zmienia, ale w pewnych sytuacjach pozostaje rzeczywiście niezbędne, a jego siła ma znaczenie dla naszego codziennego życia.
Pandemia pokazuje też, jaki jest nasz autentyczny stosunek do idei solidarności wewnątrz społeczeństw, w których żyjemy. Społeczeństwa faktycznie egalitarne – na przykład Izrael był jako taki kształtowany, choć obecnie różnie z tym już bywa – pilnują, żeby dostęp do szczepień i opieki nad chorymi był rzeczywiście równy. Tam, gdzie w system wpisana jest strukturalna nierówność (a tak jest choćby w USA), pandemia ujawniła jednak, jak głębokie są nierówności. Znakomity liberalny historyk Timothy Snyder pokazuje w książce „Amerykańska choroba", że tak wysoki odsetek zgonów jak obecnie w USA jest związany nie tylko ze zlekceważeniem zagrożenia przez byłego prezydenta Donalda Trumpa, ale także z tym, że ogromna część Amerykanów, tych biedniejszych, nie ma pełnego dostępu do opieki medycznej, co skutkuje licznymi chorobami towarzyszącymi i nadwagą. Bez uzdrowienia tego systemu – przekonuje Snyder – nie będzie realnej sprawiedliwości i solidarności, ale także skutecznej walki z kolejnymi pandemiami, które – biorąc pod uwagę mobilność ludzkości – będą się pojawiać.
W Polsce jest jeszcze inaczej. Wiele mówimy o solidarności, przyjęte zasady ją prezentują, ale gdy tylko ktoś ma szansę zrobić coś poza kolejką, to niezależnie od poglądów to robi (są oczywiście szlachetne wyjątki). Kultura załatwiania, cwaniactwo są u nas bardzo silne. To także uświadamia, że bez pracy nad realną, a nie tylko deklaratywną, kulturą solidarności nie ma szans na zdrowy system biopolityki i bioetyki. Bogatsi, lepiej ustosunkowani z natury mają lepiej, system powinien więc być zbudowany tak, by owe różnice niwelować, a nie by je wzmacniać. Człowiek ma – można powiedzieć – naturalną tendencję do egoizmu, solidarność powinna być więc wzmacniana i to nie tylko przez formację i nacisk społeczny, ale także przez narzędzia systemowe i prawne.