Miało być miażdżące zwycięstwo Joe Bidena. Choć jednak Donald Trump był tak krytykowany przez większość mediów, około połowy Amerykanów oddało na niego głos. Dlaczego?
Wyborcy podzielili się na tych, którzy uważają, że priorytetem powinna być walka z pandemią, i tych, dla których najważniejsze jest ratowanie gospodarki. Zwolennicy Trumpa nie zważali więc, jaki zły jest bilans walki z pandemią. Mieli inny priorytet: otwierać biznesy! To bardzo pomogło prezydentowi nawet w stanach, gdzie wirus kosi największe żniwo. Ale tu z wielką mocą ujawnił się też inny podział, kulturowy. To, co mówi Trump, często obraża mieszkańców wielkich miast o liberalnych poglądach. Ale jednocześnie przyciąga ludność wsi, robotników, białych mężczyzn, którzy chcą uratować resztki patriarchalnego społeczeństwa. Oni w jeszcze większym stopniu poparli Trumpa niż w 2016 r. Biden był uważany wśród demokratów za polityka, który ma zrozumienie w tej grupie wyborców. Okazało się, że nie miał.
Pozostając miesiącami w swojej piwnicy w Delaware, Joe Biden popełnił fundamentalny błąd w tej kampanii?
Rozumował tak: skoro Trump zalicza tyle wpadek, to lepiej nie wchodzić mu w drogę, tylko pozwolić, aż sam siebie dobije. Demokraci pokazali w ten sposób, że w ogóle nie rozumieją wyborców prezydenta. To, co uważali za wpadki Trumpa, wcale nimi nie były. Tu chodzi więc bardziej o błędy kulturowe niż mylną taktykę kampanijną. Odnajdujemy zresztą ten sam problem w wyborach do Kongresu. Demokraci liczyli, że umocnią swoją większość w Izbie Reprezentantów i odbiją ją od republikanów w Senacie. Tak się jednak nie stało.
Te wybory jeszcze bardziej pogłębiły polaryzację amerykańskiego społeczeństwa. Czy to może prowadzić do paraliżu kraju?