Straty, jakie poniósł Bejrut, są dla przeciętnego, nieprzywykłego do krajobrazu wojny człowieka niewyobrażalne. Tragiczny bilans wtorkowej eksplozji rośnie z godziny na godzinę. Wiadomo już, że śmierć poniosło 135 osób, a 5 tys. zostało rannych.
Burmistrz Bejrutu Marwan Abboud szacuje już koszty odbudowy na 15 mld dolarów, astronomiczną kwotę dla kraju, którego cała gospodarka z trudem przekracza 50 mld USD. To, co się wydarzyło, można porównać tylko ze skutkami wojny, choć eksperci mówią, że Bejrut nie ucierpiał w takiej skali nawet w czasie wieloletniego konfliktu wojennego. Perła Orientu, jak nazywano niegdyś stolicę Libanu, straciła port, niezbędne dla egzystencji kraju terminale przeładunkowe, doświadczyła załamania infrastruktury, a 300 tysięcy bejrutczyków zostało bez dachu nad głową.
A wszystko to w kraju o wyjątkowo niestabilnej sytuacji gospodarczej i politycznej, ze świeżą blizną krwawej wojny domowej (1975–1990), dramatycznymi podziałami religijnymi, galopującą inflacją i poszerzającą się sferą skrajnego ubóstwa. Paradoksem jest, że doświadcza to kraj o wspaniałych tradycjach antycznych, kulturalnych i intelektualnych. Kraj, w którym udało się wielokrotnie w dziejach zbudować model pokojowego współżycia skonfliktowanych religii. Nie wiemy, ile lat zajmie Libanowi odbudowa stolicy, ale ten proces nie odbędzie się bez życzliwej pomocy świata. Trzeba natychmiast zapobiec kryzysowi humanitarnemu, który dotknie nie tylko najuboższych grup ludności.
Trzeba wesprzeć odbudowę stolicy, a zwłaszcza wspomóc ludzi bez dachu nad głową. Zabezpieczyć ratunkowe dostawy środków sanitarnych i żywności. Liban będzie potrzebował tego wsparcia przez wiele miesięcy. Nie wolno też zapominać, że w zdewastowanym kraju może dojść do przebudzenia demonów przeszłości.
W Libanie system władzy opiera się na podziale wpływów między różnymi grupami wyznaniowymi: prezydent jest chrześcijaninem, premier sunnitą, przewodniczący parlamentu – szyitą. Zrzucenie odpowiedzialności na którąś z grup religijnych może więc łatwo przerodzić się w wojnę domową. Ponadto konflikt zbrojny w strategicznie położonym Libanie, między krwawiącą od lat Syrią a państwem stanu wyjątkowego – Izraelem, może stać się ostatecznym zarzewiem totalnego konfliktu na Bliskim Wschodzie, którego obawia się i nie chce cały świat.