Radykalna zmiana
– Obiecanki cacanki. Przecież taka skokowa podwyżka administracyjnie ustalanej płacy będzie miała ogromny wpływ na rynkowe wyniki przedsiębiorstw. Najpierw takie pomysły trzeba poważanie przeanalizować pod kątem wpływu na efektywność przedsiębiorstw, stopę bezrobocia, rynek pracy itp. – mówi nam jeden z polskich biznesmenów.
Obecnie płaca minimalna wynosi miesięcznie 2250 zł brutto. Można szacować, że takie wynagrodzenie otrzymuje ok. 1,5 mln osób, czyli 13 proc. zatrudnionych.
PiS proponuje, by na koniec 2020 r. wzrosła do 2,6 tys. zł brutto, na koniec 2021 r. – 3 tys. zł, a na koniec 2023 r. – do 4 tys. zł. Jeśli tak się stanie, za cztery lata najniższe wynagrodzenie może być aż 78 proc. wyższe niż w 2019 r. Co więcej, szybko goniłoby przeciętne wynagrodzenie i w 2023 r. sięgało już prawie 65 proc. średniej.
– Byłaby to rewolucja. Taki poziom wynagrodzenia minimalnego w relacji do przeciętnej płacy nie funkcjonuje w żadnym kraju z grupy OECD – komentuje Ignacy Morawski, ekonomista, twórca portalu SpotData. Mamy zatem do czynienia z pomysłem radykalnym i novum w polityce gospodarczej. Czy to odwaga, utopia, czy całkowite szaleństwo? Nigdy nie byłem przeciwnikiem podnoszenia płacy minimalnej, ale sądzę, że teraz przekraczamy Rubikon. Taka zmiana może się skończyć albo wysoką inflacją, albo słabszą aktywnością gospodarczą, upadłością firm, zwolnieniami, niższymi inwestycjami – analizuje.
Ogromne koszty
Koszty wzrostu wynagrodzenia minimalnego w całości ponoszą pracodawcy. Gdyby w 2023 r. skokową podwyżkę miała dostać tylko grupa osób, które dziś otrzymują najniższą płacę, kosztowałoby to pracodawców o 38–40 mld zł więcej niż obecnie. Ale to nie koniec, bo 4 tys. zł minimum płacowego objęłoby także osoby, których zarobki są poniżej tej kwoty.
– Spółki Grupy Kapitałowej zatrudniają w kraju ok. 4800 pracowników i tak gwałtowny wzrost kosztów w krótkim okresie z pewnością wpłynie na poziom rentowności, co przełoży się na tempo rozwoju firmy poprzez zmniejszenie inwestycji – mówi nam Michał Malina z biura prasowego Grupy Kęty. Poczta Polska, która zatrudniana 80 tys. osób, także obawia się – jak wynika z naszych informacji – o realizację strategicznych planów rozwojowych. By dotrzymać kroku konkurencji, operator musi inwestować, tymczasem wymuszona podwyżka płac może mocno ograniczyć pieniądze na ten cel.