Od tej pory obie panie łączy silna nić kobiecej i politycznej przyjaźni. Na berlińskim parkiecie von der Leyen przez pewien czas uchodziła nawet za następczynię wiecznej kanclerz. Teraz jako pierwsza kobieta ma szanse objąć przewodnictwo unijnego rządu. Pod warunkiem że propozycji Rady Europejskiej przyklaśnie unijny parlament.
Ale socjaldemokraci już kręcą głowami i krytykują. Sigmar Gabriel, były szef SPD, koalicjant Merkel w obecnym niemieckim rządzie, nie zostawia żadnych wątpliwości: „Impertynencki i bezprzykładny akt bezczelnego zakulisowego politycznego pokera". Von der Leyen musiałaby bowiem najpierw, na szczeblu rządowym w Berlinie, zostać namaszczona jako niemiecki komisarz do Brukseli, nim nad jej kandydaturą na przewodniczącego Komisji pochyliliby się szefowie państw i rządów. SPD grozi wyjściem z koalicyjnego rządu Merkel. Martin Schulz (SPD) kandydaturę von der Leyen pointuje krótko: „To sukces Viktora Orbána i jego prawicowych sojuszników w Europie", którzy odrzucili kandydaturę Manfreda Wernera, lidera europejskich chadeków w wyborach do PE.
Z medycyny do polityki
Pierwszych 13 lat życia Ursula von der Leyen spędziła w Brukseli. Jej ojciec, późniejszy premier Dolnej Saksonii Ernst Albrecht, zajmował wysokie stanowisko w unijnej centrali, jeszcze gdy Unia nazywała się Europejska Wspólnota Gospodarcza. Dzięki temu córka mówi płynnie po angielsku i francusku oraz posiada zarówno obycie na dyplomatycznym parkiecie, jak i światowy szlif. Nie musi – jak na początku swojej kariery Merkel – studiować, co włożyć na wizytę u papieża, czy jak premier Ewa Kopacz dać się prowadzić za rękę podczas przemarszu przed kompanią reprezentacyjną w czasie wizyt zagranicznych.
Polityka ją pierwotnie nie pasjonowała. Po maturze studiowała ekonomię, po czym zmieniła kierunek i poszła na medycynę. Na studiach w Hanowerze poznała miłość życia, lekarza Heiko von der Leyena. Ślub wzięli w 1986 r., para doczekała się siedmiorga dzieci.