Bogusław Chrabota: To całe zadęcie, patos i obietnice złotych gór Donalda Trumpa mają swój cel

Można zadać sobie pytanie, po co to niebywałe zadęcie Donalda Trumpa podczas zaprzysiężenia. Przecież 47. prezydent USA nie jest naiwny. Z pewnością wie, że odbudowa świetności Ameryki, nawet jeśli staje się celem, nie jest możliwa w cztery lata. Wyjaśnień może być kilka.

Publikacja: 20.01.2025 21:00

Donald Trump

Donald Trump

Foto: AFP

Możliwe, że znękana milionem problemów Ameryka potrzebowała takiej kosmicznej mowy motywacyjnej, jaką podczas inauguracji swojej prezydentury wygłosił Donald Trump. Niemniej 47. prezydent uderzył w tak wysokie tony i złożył tak kosmiczne obietnice, że od dziś każdy dzień jego drugiej kadencji będzie trudnym ściganiem się z rzeczywistością. I – co do tego trudno mieć wątpliwości – z góry skazany jest na porażkę; bo nie da stworzyć się raju na ziemi. Nawet, a może przede wszystkim, w Ameryce.

Co mówił Donald Trump podczas swojego zaprzysiężenia?

Czego w tej mowie nie było. Już pierwsze słowa wprowadziły prezydencki pojazd kosmiczny Donalda Trumpa na okołoziemską orbitę: „Złoty wiek Ameryki zaczyna się dziś. Od tego dnia kraj nasz będzie rozkwitać. (…) Przywrócę suwerenność, dobrobyt i wolność. Upadek Ameryki dobiega właśnie  końca. (…) Znów będziemy wielkim i szanowanym krajem. (…) Niemożliwe, to jest to, co w Ameryce robimy najlepiej. (…) Oto jestem, Amerykanie przemówili. (…) 20 stycznia jest dla Ameryki dniem wyzwolenia”.

Czytaj więcej

Zaprzysiężenie Donalda Trumpa - relacja na żywo

To wszystko niemal doskonała ilustracja anglojęzycznego określenia „overpromise”, czyli polskiej „przesady”. Tyle że w tym przypadku zwykła przesada to mało; overpromise w wydaniu Donalda Trumpa ma wymiar międzyplanetarny. I ma stać się zaklęciem dla całej czteroletniej prezydenckiej kadencji.

Zaprzysiężenie Donalda Trumpa: Po co to niebywałe zadęcie?

Można zadać sobie pytanie, po co to niebywałe zadęcie. Przecież 47. prezydent USA nie jest naiwny. Z pewnością wie, że odbudowa świetności Ameryki, nawet jeśli staje się celem, nie jest możliwa w cztery lata.

Wyjaśnień może być kilka. Pierwsze, że Trump chce dać przygotowywanym przez siebie brutalnym zmianom otoczkę ideologiczną i aksjologiczną. Coś w stylu: zmiany będą bolesne, ale warto je ponieść, bo poprowadzą na ścieżkę sukcesu. Możliwa jest jeszcze inna interpretacja: Trump chce swoimi zaklęciami zbudować nowy patriotyzm. To zresztą żadna nowość, że wiara w sens zmiany musi być wsparta przekonaniem, że warto; tu Trump staje się narodowym coachem wygłaszającym mowę motywacyjną. I jeszcze jedna interpretacja, która może iść w parze z poprzednimi: Trump wierzy w swoją dziejowa misję i inaczej nie potrafi, więc obiecuje „złote góry”.

Czytaj więcej

Jędrzej Bielecki: Trump uznał się za zbawiciela Ameryki

Zapewne każda z tych interpretacji jest słuszna, niemniej wszystkie sprowadzają się do tego, że 47. prezydent Stanów Zjednoczonych staje się zakładnikiem swoich obietnic. I odtąd każde wpadka, każde nawet przypadkowe wdepnięcie w „bullshit” będzie bardzo bolesne.

Inauguracja Donalda Trumpa: Było też kilka konkretów

Prócz gigantycznych, niespotykanych dotąd ani w europejskiej, ani amerykańskiej historii ogólników przedstawił jednak również bolesne i niebezpieczne konkrety. To stan gotowości na południowej granicy, ekstradycje milionów ludzi (i to z użyciem wojska), walka z uznanymi za organizacje terrorystyczne kartelami, eliminacja gangów terroryzujących amerykańskie miasta, przywracanie prawa i porządku w centrach miast – wszystko to działania, które pociągną za sobą spore koszty społeczne.

Głównymi aktorami uroczystości zaprzysiężenia byli przedstawiciele amerykańskiego „klubu miliarderów”: Jeff Bezos, Mark Zuckerberg, Tim Cook z Apple’a, Sundar Pichai z Google’a, Vivek Ramaswamy i sam najbogatszy człowiek świata Elon Musk.

Nie twierdzę, że nie są potrzebne: niemniej ani łatwe (jak każde użycie brutalnej siły), ani z gwarancją sukcesu. Pominę zapowiedzi zmian w regulacjach dotyczących kwestii obyczajowych, choć one również bardziej wzmocnią, niż osłabią społeczne podziały. Ważniejsza jest gospodarka, bo na dłuższą metę to właśnie jej zakładnikiem w największym stopniu stanie się Donald Trump.

Co Donald Trump mówił o gospodarce USA?

Niewiele tego było w jego „mowie tronowej”. Zapowiedział obniżenie kosztów życia i obniżenie cen. Walkę z inflacją. Koniec zielonego ładu i rewolucję w energetyce. „Będziemy wiercić i wiercić”, by „płynne złoto, które mamy pod nogami”, uczyniło USA potęgą energetyczną.

Czytaj więcej

Stan zagrożenia energetycznego – czyli jedna z pierwszych decyzji Donalda Trumpa

Donald Trump zamierza też przeprowadzić proces reindustrializacji kraju. Odbudować przemysł motoryzacyjny (w każdym segmencie). Powołać nową, zewnętrzną służbę podatkową i finansować odrodzenie kraju z ceł i podatków nałożonych na kraje trzecie. Na koniec pozwoli załopotać amerykańskiej fladze na powierzchni planety Mars, której to obietnicy towarzyszył szeroki uśmiech na twarzy stojącego tuż za prezydentem Elona Muska.

Za plecami Donalda Trumpa stał klub miliarderów

A skoro o Musku mowa, to nie można nie odnotować faktu, że głównymi aktorami uroczystości zaprzysiężenia 47. prezydenta USA, prócz jego rodziny, byli przedstawiciele amerykańskiego „klubu miliarderów”, między innymi: Jeff Bezos, Mark Zuckerberg, Tim Cook z Apple’a, Sundar Pichai z Google’a, Vivek Ramaswamy i sam – wyjątkowo często pokazywany w kamerach – najbogatszy człowiek świata Elon Musk.

Czego dowodem była taka ekspozycja elity amerykańskiego biznesu? Czyżby, jak podczas intronizacji dawnych monarchów – przedstawieniem osobistej gwardii władcy? Ujawnieniem tajnego instrumentu kontroli nad światem? Przejawem hołdu wobec autokraty? Czy zapowiedzią nowej oligarchii? Tego już wypadałoby się bać. Niedługo dowiemy się w tej sprawie czegoś więcej.

Możliwe, że znękana milionem problemów Ameryka potrzebowała takiej kosmicznej mowy motywacyjnej, jaką podczas inauguracji swojej prezydentury wygłosił Donald Trump. Niemniej 47. prezydent uderzył w tak wysokie tony i złożył tak kosmiczne obietnice, że od dziś każdy dzień jego drugiej kadencji będzie trudnym ściganiem się z rzeczywistością. I – co do tego trudno mieć wątpliwości – z góry skazany jest na porażkę; bo nie da stworzyć się raju na ziemi. Nawet, a może przede wszystkim, w Ameryce.

Pozostało jeszcze 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Donald Trump i zderzenie cywilizacji. Rewolucja zdrowego rozsądku czy wojna kulturowa?
Materiał Promocyjny
Suzuki e VITARA jest w pełni elektryczna
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Trump uznał się za zbawiciela Ameryki
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Joe Biden na pożegnanie z Białym Domem zadał cios liberalnej demokracji
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Donald Trump wygasza Zachód. Nie tylko chce rozbić Unię Europejską
Materiał Promocyjny
Kluczowe funkcje Małej Księgowości, dla których warto ją wybrać
Komentarze
Bogusław Chrabota: Donald Trump nie chce klęski Zachodu
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego