Przedsiębiorcy ostrzegają przed fatalnymi konsekwencjami dla gospodarki, politycy zgłaszają zastrzeżenie co do żądań Trumpa związanych z wydatkami na obronność, a w mainstreamowych mediach, które stały po stronie Kamali Harris w konfrontacji z Donaldem Trumpem, widać nerwowość, jak prezydentura wpłynie na politykę wewnętrzną przed wyborami do Bundestagu. Paniki jednak w Niemczech nie widać.
Z wyjątkiem być może ostrzeżeń, jakie formułuje w swej depeszy do centrali niemiecki ambasador w USA Andreas Michaelis, której treść trafiła do mediów.
Niemiecki ambasador w USA i szefowa niemieckiej dyplomacji Annalena Baerbock o Donaldzie Trumpie
Ambasador twierdzi, że Trump realizuje program „maksymalnych zakłóceń” w postaci maksymalnej koncentracji władzy w ręku prezydenta kosztem Kongresu i ostrzega przed destabilizacją amerykańskiego systemy władzy (Checks and Balances). Z kontrowersyjną oceną ambasadora zgadza się w zasadzie obecna szefowa MSZ Annalena Baerbock, twierdząc, że depesza ambasadora opiera się na tym, co zapowiadał sam kandydat na prezydenta.
Czytaj więcej
Ukraina będzie testem dla nowej administracji USA – mówi Kai-Olaf Lang, analityk think tanku Wissenchaft und Politik.
Taka wypowiedź zabrzmiała wprawdzie mało dyplomatycznie, lecz odzwierciedla w pełni wizerunek Trumpa ukształtowany w przeszłości. Zresztą obecny prezydent RFN Frank-Walter Steinmeier, pełniący stanowisko szefa MSZ z ramienia SPD w czasie pierwszej kampanii wyborczej Trumpa, nazwał go „krzewicielem nienawiści” (Hassprediger). Dzisiaj żaden z niemieckich polityków nie idzie tak daleko, przynajmniej oficjalnie.