Ceremonia objęcia urzędu przez nowego prezydenta Brazylii Jaira Bolsonaro bardzo różniła się od tej w Meksyku. 1 grudnia na Zocalo, gigantycznym placu w centrum meksykańskiej metropolii, który wyznaczał też środek prekolumbijskiego, azteckiego Tenochtitlan, zgromadziły się nieprzebrane tłumy, aby powitać swojego bohatera: AMLO (Andres Manuel Lopez Obrador). Nowy prezydent przyjechał wysłużonym volkswagenem jettą, który ma się stać oficjalnym autem głowy państwa.
1 stycznia Jaira Bolsonaro zobaczyli natomiast tylko nieliczni: po ataku nożownika w trakcie kampanii wyborczej środki bezpieczeństwa zostały tak bardzo zaostrzone, że nawet fotografowie czekali siedem godzin, aby zrobić kilka ujęć nowego prezydenta. Najlepsze były te, gdy w otwartym rolls-roysie pokazuje swój kultowy gest dwóch dłoni ułożonych w kształcie pistoletów: zapowiedź rozwiązania siłą wielu brazylijskich problemów.
Ale obie sceny łączyło jedno: scenariusz, który nie odbiega zbytnio od kultu jednostki. Układ, w którym w najlepszej tradycji peronizmu „caudillo" („wódz") nawiązuje bezpośredni kontakt z ludem, odsuwając na bok skompromitowane instytucje państwa: parlament, rząd, równocześnie wybrane z nowymi prezydentami Brazylii i Meksyku. Choć zarówno AMLO, jak i Bolsonaro funkcjonują w polityce od dziesięcioleci, zdołali przekonać wyborców, że są outsiderami, nie tylko dzięki hasłom radykalnej przebudowy swoich krajów, ale też uniknięciu skandali korupcyjnych.
– Sytuacja jest wyjątkowa, bo ostatni raz kalendarz wyborczy zbiegł się w taki sposób w dwóch największych krajach Ameryki Łacińskiej w 1994 r. Na dodatek Stanami Zjednoczonymi rządzi prezydent, który w wielu punktach ma podobny plan co Bolsonaro i AMLO: forsowanie interesów własnego kraju, odwrócenie negatywnych konsekwencji globalizacji, wyjście naprzeciw najuboższym przy równoczesnym sprzyjaniu interesom wielkiego biznesu – mówi „Plusowi Minusowi" David Fleisher, profesor politologii na Uniwersytecie w Brasilii.
Wytrawny strateg
Rzeczywiście wielu spośród 57 milionów użytkowników Twittera, śledzących konto Donalda Trumpa, którzy przywykli do niespodziewanych deklaracji prezydenta USA, musiało przecierać oczy ze zdumienia, gdy w połowie grudnia, po rozmowie z AMLO, Amerykanin napisał: „Znakomity kontakt, będziemy dobrze razem pracować!". Na co Meksykanin odparł: „Chcę osiągnąć przyjacielskie porozumienie i wzajemny szacunek z panem, pana narodem i wielkim krajem, jaki pan reprezentuje. Serdeczne uściski!".