Z pisma wynika bowiem, że ostatnio podczas uroczystości otwarcia nowych dróg i mostów nie mówiono o tym, że powstały dzięki znacznemu wkładowi środków z budżetu Unii Europejskiej na lata 2014–2020. Komisja Europejska więc wzywa polskie władze do tego, by nie zapominały o zapraszaniu przedstawicieli KE, a także odpowiedniego oznaczania obiektów.
Z jednej strony można by próbować tłumaczyć polskie władze. Pamiętamy bowiem, jak często środki unijne były marnowane na reklamę... środków unijnych. Ministerstwa i agencje rządowe zmuszone były przeprowadzać kampanie reklamowe za unijne pieniądze po to, by oznajmić urbi et orbi, że wydają środki unijne. To były sytuacje absurdalne.
Ale nie sposób nie wpisać obecnie krytykowanego przez KE przeciwnego działania rządu w retorykę wyborczą. Przecież znacznie prościej jest w kampanii przedstawiać nowe inwestycje jako jedynie własną zasługę. Po co jeszcze dzielić się sukcesem z Unią. W piętnowanym przez Komisję zachowaniu widać jak pod mikroskopem całą ambiwalencję obecną w podejściu PiS do spraw europejskich. Z jednej strony politycy PiS zdają sobie sprawę, że Polacy są nie tylko zwolennikami obecności w Unii, ale też ich euroentuzjazm jest jednym z największych w Europie. Ale z drugiej PiS ma podwójny kłopot z Unią. Jak wynika z sondażu, który publikowaliśmy niedawno, Polacy, którzy opowiadają się za wyjściem z UE lub nie są pewni, czy warto w niej być, to aż jedna czwarta wyborców PiS i poza Kukiz’15 nie występują w większej liczbie w elektoracie żadnej innej partii.
Po drugie, Bruksela krytykuje rząd PiS, przez co staje się dla tej partii podejrzana i spora część sympatyków tej partii życzy jej jak najgorzej. Skoro Unia nas krytykuje, to znaczy, że jest zła. Nie można więc twierdzić, że jest dobra i daje nam pieniądze. Ten mechanizm zresztą występuje bardzo często w innych przypadkach. Skoro Merkel krytykuje PiS, to znaczy, że jest zła, więc jej kłopoty to dla nas dobra wiadomość. Albo – jeśli Macron krytykował polski rząd, to znaczy, że trzeba trzymać kciuki za protestujące przeciwko niemu na ulicach „żółte kamizelki”. Dość to infantylne i krótkowzroczne.
Ale pismo Komisji Europejskiej trafiło w dobry moment. Przed sobotnią konwencją PiS jeden z działaczy tej partii, wchodząc do sali, gdzie miał przemawiać premier Mateusz Morawiecki, zobaczył wielkie błękitne flagi z dwunastoma gwiazdami.
– Aha, czyli teraz będziemy kochać Unię Europejską – westchnął.