Strumień towarów kupowanych przez Polaków w chińskich sklepach, takich jak Aliexpress, był w ub.r. jednym z napędów rodzimego rynku paczek obsługiwanego przez Pocztę Polską (PP). Przesyłki te coraz częściej zatrzymywane są jednak przez celników, którzy naliczają do nich VAT i cło. Nie obawiacie się, że to intratne źródło przychodów wyschnie, a przesyłki z Chin ominą Polskę?
Położenie geograficzne, możliwości transportowe i przepustowości pokazują, że nie da się wyeliminować Polski. Internetowi sprzedawcy z Chin zapewne zdają sobie sprawę, że – aby zapewnić masowy przepływ towarów do Europy – muszą to robić przez nasz kraj. To nasza przewaga. Oczywiście dzisiaj wprowadzają towary przez Belgię, Luksemburg, Czechy, kraje bałtyckie, ale to wąskie gardła. Główny strumień to Polska. Choć rzeczywiście widać, że część przesyłek z Chin ucieka z Polski, jednak nie jest to zjawisko szerokie.
To, na co czekamy, to nie dostawy lotnicze czy morskie, ale dostawy drogą kolejową. Mamy porozumienie z pocztą chińską, rozmawiamy o współpracy z Alibabą. Od 2015 r. podwoiliśmy przychody z obsługi przesyłek wchodzących do Polski.
Jakie wyniki osiągnęła PP w ub.r.?
Nie mamy jeszcze przyjętego raportu rocznego, ale myślę, że przychody wzrosły o ok. 500 mln zł, czyli do poziomu ok. 6,4 mld zł.