- To, co tu się dzieje, przechodzi wszelkie pojęcie. Ja od godziny 20:00 nie śpię i nie jem. Piję tylko kawę. Przywieźliśmy wory, które leżą na podłodze. To są niezabezpieczone dokumenty. Część ludzi się wkurzyła i zostawiła głosy na korytarzu - powiedział w rozmowie z Radiem Gdańsk przewodniczący jednej z komisji obwodowych w Słupsku.
Jak podkreśla stacja, przedstawiciele innych komisji musieli czekać przez kilka godzin na zdanie dokumentów, a jeśli w protokole były nawet drobne błędy, byli cofani na koniec kolejki. - Pięć razy byliśmy i zawsze coś nie tak. Nawet kropka nie w tym miejscu. Państwo nam odpowiadają, że przecież mieliście szkolenie, a to szkolenie to była kpina, bo trwało kilkanaście minut na zasadzie jakiejś prezentacji - powiedziała szefowa innej komisji, cytowana przez Radio Gdańsk.
Bartłomiej Głowala, przewodniczący Miejskiej Komisji Wyborczej w Słupsku, odpierał zarzuty. - To nie jest prawda, że my cokolwiek utrudniamy, czegokolwiek wymagamy, co byłoby niezgodne z przepisami albo namawiamy do porzucania kart. Albo naszym celem jest porzucanie kart przez obwodowe komisje wyborcze. Naszym celem jest rzetelne sprawdzenie protokołów - mówił stacji. Jego zdaniem przy obsłudze wyborów zatrudnionych jest zbyt mało ludzi.
W mieście Słupsk pracowało 47 komisji obwodowych. Oficjalne wyniki zostały już podane - nowym prezydentem będzie Krystyna Danilecka-Wojewódzka, dotychczasowa zastępczyni Roberta Biedronia. W wyborach do rady miasta ich ugrupowanie zdobyło 9 mandatów, ale do większości potrzebna im będzie sojusz z innym ugrupowaniem. Koalicja Obywatelska będzie miała siedmiu radnych, tyle samo co PiS.