Szokujące dane przed czwartkową telekonferencją przywódców UE podał instytut Tecne. Wynika z nich, że 49 proc. ankietowanych chce, aby Włochy wyszły z UE. To o 20 punktów procentowych więcej niż pod koniec 2018 r. Jeszcze więcej, 67 proc., uważa, że członkostwo w Unii jest dla kraju niekorzystne, choć niekoniecznie trzeba od razu ze Wspólnotą zrywać.
To wynik reakcji Brukseli na apele Rzymu o pomoc najpierw w sprawie sprzętu medycznego, a teraz wsparcia finansowego. Od kilku tygodni premier Giuseppe Conte walczy o euroobligacje – emisję przez kraje strefy euro instrumentów dłużnych, które sfinansują wsparcie dla najbardziej potrzebujących państw. Berlin taki scenariusz jednak odrzucił, proponując w zamian wykorzystanie Europejskiego Mechanizmu Stabilizacji (ESM) – utworzonej w czasie kryzysu finansowego instytucji dla udzielenia pożyczek, jednak za przeprowadzenie reform strukturalnych. Do dyspozycji byłoby tu 240 mld euro, ale każdy kraj mógłby wykorzystać kwotę do 2 proc. swojego PKB (w przypadku Włoch to 37 mld euro). Włosi jednak to przeliczyli: na zaciągnięciu zobowiązań z ESM, a nie na rynkach finansowych zyskaliby 700 mln euro, ledwie 0,5 proc. kosztów, jakie pociągnie w tym roku kryzys.
W czwartek Conte szykował się więc do kolejnej ofensywy. Razem z Hiszpanami i Francuzami chciał powołania „funduszu ratunkowego”, który wychodząc od powiększonego budżetu Unii na lata 2021–2027, udzielałby wartej nawet 1,5 biliona euro pomocy czy to w formie darowizn, czy pożyczek. Jednak nasze źródła w Berlinie chłodziły entuzjazm: żadne decyzje nie zapadną, nie ma na to zgody – usłyszeliśmy.
Wolfango Piccoli, wiceprezes jednej z największych, międzynarodowych agencji konsultingowych Teneo, w rozmowie z „Rzeczpospolitą” potwierdza: dopóki sytuacja Włoch nie będzie krytyczna, Niemcy się nie ruszą. A na razie krytyczna nie jest – w tym tygodniu rząd zaoferował obligacje za 15 mld euro, a otrzymał ofertę 110 mld euro. Rentowność (cena, jakiej domagają się inwestorzy za ryzyko pożyczania) dziesięcioletnich, włoskich obligacji, wynosi teraz nieco ponad 2 proc. wobec niemal 7 proc. w listopadzie 2011 r. (polskich jest niższa – 1,4 proc. – red.).