Polemika ws. TK: Dyskretny urok przemilczenia

Jeśli przy niewiernej żonie postawimy strażników, to powstaje pytanie, kto ich przypilnuje. Pamiętajmy o tym w sporze o Trybunał – polemizuje prawnik Jerzy Zajadło.

Aktualizacja: 27.02.2016 16:51 Publikacja: 27.02.2016 14:00

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

W „Rzeczpospolitej" (1 lutego) ukazał się wywiad z prof. Andrzejem Dziadzio, krytycznie komentującym wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 3 grudnia. Nic dziwnego, że postawione w nim tezy natychmiast podchwycili politycy PiS, np. europoseł Janusz Wojciechowski. Na jednym z portali internetowych pisze: „Profesor Andrzej Dziadzio, prawnik, konstytucjonalista z UJ (...), przedstawił miażdżące argumenty prawne, odsłaniające bezprawność wrzawy o zaprzysiężenie »październikowych« wybrańców do TK. Trzeba to powiedzieć Komisji Weneckiej". Wprawdzie europoseł przedstawia profesora jako konstytucjonalistę, a nie historyka prawa, ale przemilczmy ten drobny szczegół. Zdążyliśmy się już przyzwyczaić, że w retoryce politycznej eksponuje się tylko argumenty, które pasują do założonej tezy. Gorzej, że ten mechanizm stosowany jest także w procesie ustawodawczym – cała Polska widziała na ekranach telewizorów, jak w trakcie uchwalania ustawy o Trybunale Konstytucyjnym z 22 grudnia w Sejmie i Senacie zbywano milczeniem wszystkie niewygodne i, mówiąc językiem europosła, miażdżące opinie prawne. I teraz też – wychwalajmy pod niebiosa opinię wspierającą nasze polityczne cele, nad wszystkimi innymi spuśćmy zasłonę milczenia. Może się Komisja Wenecka w tym nie połapie.

Bez kropki nad „i"

Pretekstem do wspomnianego wywiadu był artykuł Andrzeja Dziadzio opublikowany w „Forum Prawniczym" (nr 5/2015). Autor stawia tam w przekonujący i, jak historykowi prawa przystoi, rzetelnie udokumentowany sposób interesującą tezę, iż protoplastą idei sądownictwa konstytucyjnego w rzeczywistości był nie, jak się powszechnie sądzi, Hans Kelsen, lecz dużo wcześniej Georg Jellinek. Można mieć wątpliwości, czy okoliczności sformułowania przez Jellinka propozycji rzeczywiście, jak twierdzi prof. Dziadzio, dadzą się porównać z aktualną polską sytuacją, ale zostawmy ten problem. Zdecydowana większość artykułu poświęcona jest bowiem szczegółowej analizie sentencji i uzasadnienia wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 3 grudnia. Gubiącym się już w szczegółach sporu o Trybunał czytelnikom przypomnijmy tylko, że w tym wyroku orzekł on m.in. w sprawie konstytucyjności wyboru pięciu sędziów przez Sejm poprzedniej kadencji: trzech uznał za wybranych poprawnie, wybór dwóch pozostałych zakwestionował.

Profesorowi Dziadzio nie udało się wprawdzie w tym szczegółowym wywodzie prawniczym uniknąć argumentów i ocen natury politycznej (a w rezultacie także pewnego subiektywizmu), ale już na wstępie zastrzega on, że to w gruncie rzeczy niemożliwe. Tak czy inaczej, jego argumentacja ma w przeważającej mierze charakter rzetelnej analizy przepisów prawa, zarówno w artykule, jak i w powtórzonych syntetycznie w cytowanym wywiadzie tezach. Można się z nią zgodzić bądź nie (np. ja mam w wielu punktach diametralnie różne zdanie), ale trudno jej odmówić profesjonalizmu.

Problem polega jednak na tym, że cały ten wywód urywa się w pewnym momencie bez postawienia kropki nad „i". Autor pisze bowiem: „Wyrok Trybunału Konstytucyjnego ma moc powszechnie obowiązującą i jest ostateczny. Niemniej jednak można oceniać poprawność przedstawionej argumentacji i prawidłowość wydanego orzeczenia od strony formalnoprawnej". No właśnie, oczywiście że można, i taka jest rola glosatorska przedstawicieli nauki prawa – tyle tylko, że wciąż jest to ocena wyłącznie doktrynalna i nic ponadto. Nadal nie wiemy bowiem, co w kontekście tego wywodu zrobić z tym orzeczeniem TK wobec jednoznacznego brzmienia art. 190 ust. 1 konstytucji (orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego mają moc powszechnie obowiązującą i są ostateczne). Ten problem, niestety, prof. Dziadzio dyskretnie przemilcza, mimo iż wielokrotnie zarzut innych przemilczeń stawia TK. Tymczasem ta kwestia powróci, i to najprawdopodobniej ze zdwojoną siłą, kiedy za chwilę TK będzie orzekał w sprawie konstytucyjności ustawy z 22 grudnia (tzw. ustawy naprawczej).

Jak to powiedzieć Komisji?

Załóżmy, że się zgodzę z wszystkimi argumentami artykułu prof. Dziadzio i nawet napiszę panegiryk na jego temat. To jednak niczego nie zmienia – oba teksty w najmniejszym stopniu nie podważą ważności i obowiązywania jakiegokolwiek wyroku TK wobec jednoznacznego brzmienia art. 190 ust. 1 konstytucji.

Wyjście z tej sytuacji może by się i znalazło, tylko wówczas musielibyśmy odejść od pozytywizmu Georga Jellinka czy tym bardziej normatywizmu Hansa Kelsena i przejść na grunt decyzjonizmu Carla Schmitta. Przypomnijmy, że o ile Kelsen rolę strażnika konstytucji powierzał sądowi konstytucyjnemu, o tyle Schmitt składał ją w ręce prezydenta, a ściślej biorąc, tego podmiotu, który jest faktycznie władny do wprowadzenia stanu wyjątkowego. W rezultacie Schmitt pisał nie tyle o strażniku konstytucji, ile raczej o faktycznym suwerenie władnym i gotowym do obejścia, a nawet złamania konstytucji w pewnych szczególnych okolicznościach. Być może nas to ostatecznie czeka, mimo że okoliczności nie są aż tak szczególne, tylko jak to powiedzieć Komisji Weneckiej? Tutaj wybiórczy stosunek do rzeczywistości europosła Janusza Wojciechowskiego się kończy i napotyka poważny problem.

Przerwać łańcuch

Profesor Dziadzio w tytule swojego artykułu odwołuje się do znanej łacińskiej sentencji: Quis custodiet custodes ipos? (A kto przypilnuje strażników?). Myślę, że czytelnikom należy się wyjaśnienie jej znaczenia i przyczyny zastosowania w kontekście sporu o TK. Otóż nie pochodzi ona ze źródeł prawniczych, lecz od rzymskiego poety Juwenalisa i jej sens był mnie więcej taki: jeśli przy niewiernej żonie postawimy pilnujących strażników, to powstaje pytanie, kto ich będzie pilnował. Współcześnie ta paremia ma w polityce pewien wymiar symboliczny – każda sekwencja organów kontrolujących nie ma końca, ponieważ zawsze powstaje problem kontroli tego ostatniego. Ten łańcuch trzeba więc w imię racjonalności działania państwa i prawa kiedyś przerwać i taki jest sens przepisu art. 190 ust. 1 konstytucji. Zastosowano więc symbolicznie inną znaną w średniowieczu sentencję łacińską: Roma locuta causa finita (Rzym przemówił, sprawa skończona). Tutaj tym Rzymem jest Trybunał Konstytucyjny, a ta sprawa to wyrok z 3 grudnia.

Koniec, kropka.

Autor jest profesorem, kierownikiem Katedry Teorii i Filozofii Państwa i Prawa na Uniwersytecie Gdańskim

Sądy i trybunały
Po co psuć świeżą krew, czyli ostatni tegoroczni absolwenci KSSiP wciąż na lodzie
Nieruchomości
Uchwała wspólnoty musi mieć poparcie większości. Ważne rozstrzygnięcie SN
Edukacja i wychowanie
Ferie zimowe 2025 później niż zazwyczaj. Oto terminy dla wszystkich województw
Praca, Emerytury i renty
Ile trzeba zarabiać, żeby na konto trafiło 5000 zł
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Prawo karne
Śmierć nastolatek w escape roomie. Jest wyrok