Sprawa „o jena" trwała wiele lat i dla przedsiębiorcy zakończyła się szczęśliwie. Niestety, wiele lat w biznesie to wieczność. A to dziś cecha procesów toczonych pomiędzy instytucjami finansowymi a przedsiębiorcami i konsumentami.
Czytaj także: Sądy finansowe mogłyby pomóc w sporze z bankiem
Świat pędzi. Pojawiają się nowe technologie, produkty finansowe, kapitał zapomniał o granicach. Są też ofiary tego cywilizacyjnego skoku – czasem nie tylko własnej niewiedzy, ignorancji, ale też nieuczciwości czy wręcz oszustwa. Opcje, polisolokaty, kredyty frankowe, afera Amber Gold czy wreszcie GetBack są tego przykładem. I nie ma wątpliwości, że takich spraw będzie więcej.
Na tym polu polskie sądownictwo wygląda wręcz archaicznie, tkwiąc głęboko w XX w. Dziś trudną sprawą finansową zajmuje się sędzia, który wczoraj prowadził spór o miedzę czy o zapłatę faktury. Często dlatego, że przed laty wpisał do arkusza osobowego w rubryce „zainteresowania": sprawy gospodarcze. O skomplikowanych instrumentach finansowych nie ma zielonego pojęcia. Trudno jest mu też uzyskać eksperckie wsparcie. Wynagrodzenia dla biegłych sądowych z zakresu finansów są tak niskie, że wybitni eksperci nie garną się do pracy. Pozostaje więc ustawienie się w długiej kolejce po ekspertyzę, a lata mijają.
Co więcej, w procesie naprzeciwko sędziego staje często pełnomocnik strony wyspecjalizowany w sprawach finansowych. Bo rynek prawny dawno zrozumiał, że specjalizacja to dziś jedyny kierunek rozwoju usług prawniczych. Efekty? Rozbieżne orzecznictwo, jak choćby w sprawach opcji czy franków. Tak szerokie, że trudno wskazać, kto w tych sporach ma rację.