W tym stanie rzeczy zaskakujące są dwa zdarzenia związane z aresztami. Pierwsze odnosi się do uchwalonej całkiem niedawno zmiany umożliwiającej wstrzymanie przez prokuratora wykonania orzeczenia sądu zastępującego areszt poręczeniem majątkowym. Ustawodawca zdecydował, że gdy sąd wskaże możliwość zamiany aresztu na poręczenie, prokurator oświadczeniem o sprzeciwie pozbawi sądowe rozstrzygnięcie jakiejkolwiek mocy do czasu rozpatrzenia środka zaskarżenia. Rozwiązanie zadziwiające z kilku powodów. Godzi w konstytucyjną i konwencyjną zasadę wyłączności kompetencji sądu do decydowania o pozbawieniu wolności, czyniąc ustawę procesową niezgodną z aktami wyższego rzędu. Narusza zasadę równości, bo stawia prokuratora w uprzywilejowanej pozycji procesowej, władczej wobec sądu i podejrzanego oraz jego obrońcy. Godzi w zasadę niezawisłości i niezależności sądu, czyni bowiem sąd w zakresie decyzji o zamianie aresztu na poręczenie podmiotem zależnym od prokuratora. To wszak sprzeciw prokuratora lub jego brak decyduje o wykonalności sądowego orzeczenia. Stanowi wyraz skrajnego braku zaufania do sądów, czego w świetle opisanej spolegliwości sądów wobec wniosków prokuratury zrozumieć nie sposób. Oddaje wolność obywateli w ręce przedstawicieli pozbawionej niezależności i niezawisłości prokuratury, podporządkowanej politycznemu ministrowi. Czyni prokuratorów odpowiedzialnymi za pozbawienie wolności, wbrew woli sądu. W tym kontekście fałszywie brzmi powtarzane jak mantra przez prokuratorów twierdzenie, że za stosowanie aresztów odpowiadają sądy, a prokuratorzy wnioskują jedynie o ich zastosowanie.
To, że Sejm i Senat zmianę tę zaaprobowały, nie dziwi. W ciągu ostatnich czterech lat uchwalano już bowiem prawo godzące ewidentnie w konstytucyjne i konwencyjne standardy, sprzeczne z regulacjami Unii Europejskiej. To jednak, że środowisko prawnicze wobec tej zmiany gwałtownie nie protestuje, musi niepokoić. Bierność prawników jest bowiem wyrazem całkowitego zobojętnienia, a pewnie także i przekonania, że o prawie decydować może parlament, sędziowie zaś, podobnie jak pozostali prawnicy, są zobowiązani do jego raczej pozbawionego refleksji stosowania. Jaki jest ostateczny rezultat takiej postawy, plastycznie pouczają analizy prowadzone z wielką intensywnością w drugiej połowie XX wieku, odnoszące się do „ustawowego bezprawia" i „ponadustawowego prawa", w kontekście przygnębiającej legalistycznej postawy konformistycznych prawników. W sprawie aresztu nie chodzi o politykę, ale o przyzwoitość i elementarne gwarancje obywatelskie. O zasadę stanowiącą podstawę europejskiej kultury prawnej. To nie tylko kwestia smaku i ochrony wolności. To problem mentalnej przynależności do świata europejskiej, nie zaś wschodniej kultury prawnej.
W tym stanie zdziwienie wywołuje postanowienie sygnalizacyjne Trybunału Konstytucyjnego (S 3/16). Co prawda odnosi się do innego aspektu regulacji dotyczącej aresztów, wskazuje jednak na pilną potrzebę wprowadzenia zmian ograniczających możliwość korzystania z tego środka. Jest wyrazem krytycznej oceny polskiego ustawodawstwa, a także praktyki stosowania prawa. W pewnym sensie umniejsza negatywny wydźwięk wyroku TK z 10 lipca 2019 r. (K 3/16), w którym nie dostrzeżono podstaw do zakwestionowania konstytucyjności przepisu umożliwiającego uzasadnienie stosowania aresztu wyłącznie zagrożeniem wymiaru surowej kary. Wskazuje na grzechy polskiego prawodawcy, sądów i innych organów stosujących prawo w zakresie aresztów. Zadziwiającą konsekwencję w konserwowaniu demonów przeszłości.
Niezależnie od zasłużonej krytycznej oceny działalności Trybunału Konstytucyjnego postanowienie sygnalizacyjne trzeba dostrzec. Warto też monitorować poczynania władzy ustawodawczej i praktykę sądów oraz prokuratorów w tym zakresie. Wiedząc, że od lat jest niezgodna nie tylko z konstytucją, lecz również z minimalnym standardem przyzwoitości.
Autorzy są profesorami i adwokatami