Wśród części sędziów i prawników nieraz można zauważyć poczucie wyższości nad parlamentarzystami, wynikające może z tego, że wielu zna się lepiej na prawie, ale art. 4 konstytucji jasno stanowi, że władza zwierzchnia w RP należy do Narodu, który sprawuje ją przez swoich przedstawicieli, a przedstawicielami Narodu (proszę sprawdzić!) są posłowie, senatorowie i prezydent RP, a nie sędziowie. Toga to jest zobowiązanie do rzetelnej pracy i orzekania, i liczy się tylko w sądzie.
Liderzy sędziowskiego oporu jakby zapominali, że każdego roku tej wojny oni sami i ich koledzy wydają 16 mln orzeczeń. Tysiące wydali już nowi sędziowie, a ich wyroki merytorycznie nie odstają od wyroków starych sędziów. Nie jest to więc spór o sprawowanie funkcji sądowniczych. Gołym okiem widać, że opór sędziowskich liderów, bo nie ma dowodu, że większości sędziów, budzą dwie kwestie: utrata przez nich decydującego wpływu na wybór i awanse sędziów, a pośrednio na sądownictwo dyscyplinarne.
Czytaj także:
Marsz Tysiąca Tóg przejdzie ulicami Warszawy
Prawo i Sprawiedliwość, owszem, wykorzystało luki konstytucyjne, by nie powołać trzech sędziów do TK z rekomendacji PO, ale było to po „skoku" na TK odchodzącej do opozycji PO i wyborze dwóch sędziów „na zakładkę". Atak na SN i starą KRS był z kolei reakcją (pewnie zbyt ostrą, zwłaszcza w pierwszej wersji) PiS na zapędy SN do zastępowania TK w nowym składzie poprzez stosowanie tzw. rozszerzonej kontroli konstytucyjnej. Trzeba wreszcie wskazać, że te spory i niedomówienia na szczytach Temidy wykorzystywane były jako polityczny straszak. Przewidywano np. możliwość unieważnienia wyborów, co okazało się na szczęście kapiszonem. Źródłem niestabilności jest też kwestionowanie w samym kierownictwie SN umocowania nowych sędziów SN, a ostatnio prawa prezydenta do nominacji nowego prezesa SN i zabiegi, by ten podzielony SN wybrał na czas kandydatów na to stanowisko.