Określenie „populizm" jest często nadużywane, by pognębić politycznych przeciwników. Przodują w tym liberałowie, przystawiając pieczęć populizmu na programach socjalnych i wszelkich projektach korekty neoliberalnego kapitalizmu. Dziś – po kryzysie roku 2008 – są nieco onieśmieleni, ale wyznacznikiem ich tożsamości pozostaje „TINA" – There is not alternative. Tymczasem, jeżeli populizm zdefiniować jako program ewidentnie nierealizowalny (i/lub którego realizacja niesie istotne negatywne następstwa) i głoszony dla zyskania wyborczego poparcia, to może on być zarówno „socjalny", jak i wolnorynkowy. Taką tożsamość miał populistyczny postulat PO ustanowienia podatków według formuły 3 x 15 (VAT, PIT, CIT). Jego realizacja (wobec licznych zobowiązań państwa, których ograniczenia nie przewidywano) musiałaby prowadzić do eksplozji deficytu budżetowego. Musiałaby również generować duży przyrost nierówności. Ten program miał jednak urok dla części wyborców nieświadomych jego następstw, a liderzy PO nigdy chyba nie przewidywali, że będzie on realizowany. To populizm cyniczny, ale pozbawiony (w sferze gospodarczej) realnych następstw.
Początkowa krytyka programu 500+ przez opozycję i liberalnych ekonomistów jako populistycznego była (moim zdaniem) bezzasadna. Trudno ten program uznać za optymalny pomysł na przezwyciężenie demograficznych problemów i zmniejszenie nierówności. Nie da się też zaprzeczyć, że program został wprowadzony w życie (także!) ze względu na oczekiwaną polityczną nagrodę od wyborców. Realizacja niosła pewne ryzyko makroekonomiczne, jednak nie był to program szalony. Dziś już wiemy, że finanse publiczne nie zostały zrujnowane i nie została pobudzona inflacja. Więcej, teza, że program przyczynił się do pobudzenia wzrostu, wydaje się rozsądna. Opozycja radykalnie zmieniła stanowisko wobec 500+. Zaczęła go krytykować za... niedostateczny radykalizm. Sformułowano postulaty rozszerzenia 500+ na pierwsze dziecko. Opozycja (w każdym razie PO) zgłosiła też postulat „13. emerytury". Odpowiedzią PiS-u – o ewidentnie wyborczym charakterze – jest kilka kosztownych socjalnych obietnic. Postulaty opozycji partia Kaczyńskiego przejmuje do natychmiastowej realizacji i dodaje nowe obietnice – to m.in rezygnacja z opodatkowania dochodów młodych ludzi. Wszystko to w sytuacji, gdy rysuje się perspektywa poważnego zmniejszenia dynamiki dochodów sektora publicznego (zmniejszenie tempa wzrostu, wyczerpywanie się możliwości poprawy egzekucji podatków i ograniczenie transferów z UE). Trudno mieć wątpliwości: PiS wchodzi na drogę populizmu.
Oszacowanie skutków finansowych pakietu obietnic PiS-u jest tyleż ważne, co i trudne. Ważne, bo (w przeciwieństwie do podatkowej rewolucji proponowanej przed laty przez PO) postulaty PiS mają być realizowane i trzeba się liczyć z konsekwencjami. Czy np. dodatkowe świadczenie dostaną wszyscy emeryci – również ci „mundurowi", którzy otrzymują wysokie świadczenia i mają dodatkowy dochód z zatrudnienia lub samozatrudnienia? A postulat zwolnienia z podatku PIT młodych ludzi? Czy dopuszczone będzie „przerejestrowywanie" dużych firm prywatnych na dzieci? To by mogło generować ubytki dochodów podatkowych.
Z wielkim rozmachem na drogę populizmu wkroczyła partia Roberta Biedronia. Trudno sobie wyobrazić, że można obiecać jeszcze coś więcej. Na obecnym poziomie konkretyzacji oszacowanie finansowych skutków jest praktycznie niemożliwe. Weźmy sprawę emerytury minimalnej (1600 zł). Nie wiadomo, czy postulat obejmuje wszystkie osoby mające status emeryta, czy tylko tych, którzy uzyskali prawo do emerytury minimalnej („składkowy" staż pracy: kobiety 20 lat, mężczyźni 25 lat). Co z rencistami, których świadczenia powinny pozostać w stabilnej proporcji z emeryturami. Pytania można mnożyć, ale nie warto.
Nic nie wskazuje na to, że liderzy partii Wiosna są w ogóle zainteresowani takimi „drobiazgami". Ale oni – być może – nie są wcale cyniczni. Oni (i nie tylko oni) jeszcze nie wiedzą, że „świat jest skomplikowany".