Australia jest również jednym z nielicznych krajów, w których ważne jest głosowanie preferencyjne, co oznacza, że wyborca klasyfikuje kandydatów w kolejności preferencji, w porównaniu z większością krajów, w których wygrywa kandydat z największą liczbą głosów, co zapewnia wybranym poparcie większości wyborców. Austalijczycy, obserwując wybory za granicą, są zaszokowani tym, jak mało osób bierze w nich udział.
Wydaje się, że w krajach opartych na idei liberalizmu, ze względu na bezwzględną wartość, jaką jest wolność jednostki, kultura polityczna po prostu nie ma charakteru masowego. Weźmy znów jako przykład Stany Zjednoczone. Amerykańscy prawnicy uważają, że obowiązkowe głosowanie jest formą wymuszania wypowiedzi, a tym samym pogwałca jej wolność, ponieważ prawo do głosu obejmuje również prawo do milczenia. Uważa się również, że obowiązkowe głosowanie narusza inną podstawową zasadę demokracji – wolność wyznania. Na przykład Świadkowie Jehowy nie podejmują aktywności politycznej z powodu swoich przekonań religijnych.
Przymus i zbiorowa decyzja
W Polsce koncepcja ograniczenia wolności jednostki na rzecz państwa sięga w swojej niechęci do czasów liberum veto, nie wspominając traumy rozbiorów i komunizmu. Nakaz obywatelski utożsamiany jest z przymusem państwowym, a ten z kolei – ze strachem przed politycznymi represjami. Tymczasem Emilee Chapman, amerykańska politolog z Uniwersytetu Stanforda, twierdzi, że akceptacja obowiązkowego uczestnictwa w wyborach politycznych opiera się na założeniu, że musimy wspólnie podejmować decyzje publiczne. „Myślę, że istnieje tendencja do interpretowania głosowania jako formy wypowiedzi, a nie udziału w zbiorowej decyzji. To są dwie bardzo różne koncepcje", przekonuje Chapman.
Australijczycy, zapytani w jednym z sondaży, czy głosowaliby nadal, jeśli nie byłoby to od nich wymagane, odpowiedzieli „prawdopodobnie" lub „zdecydowanie" w 87 proc.
Sukces australijskiego systemu obowiązkowego głosowania wydaje się tkwić w łagodnym podejściu rządu do dyscyplinowania osób, które nie głosują, a to z kolei równoważy wszelkie obawy przed przymusem państwowym. Australia ma jeden z najskuteczniej egzekwowanych systemów obowiązkowego głosowania na świecie, ale nawet tu łatwo jest jednostce usprawiedliwić nieobecność wyborczą. Mało jest również przypadków oddania nieważnego głosu. Biorąc pod uwagę niski wskaźnik egzekwowania prawa (statystycznie tylko jeden na czterech niegłosujących Australijczyków karany jest grzywną), wydaje się prawdopodobne, że Australia osiągnęła wysoki wskaźnik uczestnictwa, ponieważ ludzie w Australii postrzegają prawo wyborcze jako odzwierciedlenie moralnego obowiązku głosowania, a nie jako wyraz posłuszeństwa rządzącym z obawy przed ukaraniem.
Australijczycy bardzo słabo znają historię swojego kraju, ale ich system wyborczy jest wart świętowania. Być może jest tak samo ważny w wykuwaniu ich narodowej tożsamości jak bitwa pod Gallipoli. Nie przesadzę, jeśli powiem, że Australia narodziła się nie jak Polska, na polu bitwy, a raczej przy urnie wyborczej. Autor - OPIS: Autorka jest radcą prawnym, partnerem w Concordia – Kancelaria Radców Prawnych Pruszyńska Prochowska, zarządza sydnejskim oddziałem kancelarii