Owszem, jak zostanie ogłoszone nazwisko sędziego sprawozdawcy tej sprawy, będziemy znać izbę TSUE, w której sprawa będzie procedowana a może i skąd orzekający. Na decyzje merytoryczne TS trzeba jednak poczekać, o czym świadczy zresztą kolejna decyzja jego prezesa. Naturalna zresztą, aby dokumenty sprawy poszły do tłumaczenia na wszystkie języki krajów członkowskich Unii, by każde z państw, kiedy pytania zostaną opublikowane urzędowo, mogło mieć szanse odniesienia się do nich. Zwyczajowo mają na to miesiąc, teoretycznie termin może być nieco skrócony. Także oczywiście strona polska, która przez tzw. agenta państwa czyli pełnomocnika rządu musi mieć czas na zajęcie stanowiska.
Przyspieszenie mogłoby nastąpić, gdyby TS sięgnął po tymczasowe zabezpieczenie w formie zakazu stosowania kwestionowanych przepisów, w rodzaju tego jaki zastosowała siódemka sędziów sędziów SN kierując pytania prejudycjalne, ale jak wskazuje prof. Robert Grzeszczak, ekspert w tej dziedzinie z Uniwersytetu Warszawskiego, TSUE w procedurze pytań prejudycjalnych takich zabezpieczeń do tej pory nie stosował (jest to możliwie w sprawach z wniosku Komisji).
A zatem (jeśli TS nie wykreuje jakiegoś ekstra precedensu) minie co najmniej kilka tygodni, jeśli nie miesięcy, zanim zapadnie jakieś merytoryczne orzeczenie. A czas, jak zresztą w każdym niemal sporze prawnym się liczy - tym też należy tłumaczyć przyśpieszenie w ostatnich dniach wyborów kandydatów na sędziów SN przez KRS.
Stara prawnicza zasada mówi, że kto jest pierwszy w czasie ten jest lepszy w prawie, w relacjach międzynarodowych ma jeszcze większe znaczenie, gdyż tam nie można wysłać komornika by np. zablokował konto. A nadto zasadą Unii jest w miarę możliwości rozwiązywanie sporów polubownie.